Mijający rok obfitował w muzyczne wydarzenia. Kolejne edycje festiwalów, które już na dobre zagościły na polskim podwórku jak coraz większy Open’er czy też jego najmłodszy brat Selector przyciągająyc coraz więcej osób. Inne jak Orange Music Festival, który z fajnie zapowiadającego się wydarzenia skończył, jako kolejny z festivali promujących gwiazdki TVNu.
Nie było wybrać pierwszą piątkę najlepszych koncertów, jakie widziałam w minionym roku. Jednak pozostałe pozycje już wcale nie były takie pewne. Wiele było występów dobrych, które trudno było przypisać odpowiednim miejscom w rankingu. Ale spróbujmy.
1. Moderat (Tauron Nowa Muzyka)
Mój zdecydowany numer jeden! Żaden występ nie wzbudził we mnie tylu emocji. Specjalnie, tylko dla tego jednego zespołu zdecydowałam się na samotną wycieczkę przez pół Polski do Katowic. Było warto! Oglądając Moderat rok wcześniej na Audioriver wiedziałam, że koniecznie muszę ich zobaczyć po raz kolejny. Ich muzyka połączona z pomysłowymi wizualizacjami, świetnie spisała się w postindustrialnym otoczeniu starej kopalni w Katowicach. Podczas prawie 1,5h koncertu zagrali całość swojej płyty, plus premierowe kompozycje. Nie chcieli zejść ze sceny, mimo ponagleń ze strony organizatorów. Za każdym razem, kiedy wydawało się, że już mają kończyć – zaczynali kolejny utwór. Byli zachwyceni atmosferą i koncertem w takim samym stopniu jak publiczność.
Nie ważne, kiedy będą grać, gdzie będą grać. Na pewno mnie na ich występie nie zabraknie.
2. 2many DJ’s (Open’er Festival)
Mistrzowie mash-upów. Mieszają wszystko ze wszystkim. Bethovena z Sepulturą, Ed Bangera z Kitsune. Nic tylko szaleć pod sceną raz po raz rzucając okiem na wizualizacje, które na bieżąco wyświetlana są informacje, co duet z Belgii mixuje. Nie ważne, że prezentują podobne sety na każdym występie – ważne, że są mistrzami w tym, co robią a sposób, w jaki łączą muzykę jest nie do podrobienia. Końcowe „Love Will Tear Us Apart” Joy Division razem z białym konfetti było zdecydowanie najlepszym momentem podczas Open’era. Dla mnie równie dobrze fest mógłby się na tym zakończyć. Dalej lepiej już nie było.
3. Bloody Beetroots DC77 (Selector Festival)
Za to, że miałam na sobie pot kilkudziesięciu osób skaczących w okolicy. Za siniaki, ubłocone buty i mokre włosy. Za atmosferę jak na punkowym koncercie. Za występ na żywo a nie dj set.
4. Boys Noize (Selector Festival)
Power! Zdecydowanie jeden z najlepszych setów, jakie miałam okazję słyszeć. Prawie dwie godziny tańczenia i szaleństwa przy praktycznie wszystkich utworach z dwóch płyt. Plus kilka ciekawych remixów z BNR i już mamy idealne zakończenie dnia. Kontact Me (Rynecologist Turbine Remix) wykończył mnie do reszty. Nawet wixsiarskie zakończenie setu, gdzie brakowało tylko białych rękawiczek i gwizdka nie popsuło obrazu całości. Wręcz przeciwnie. W sumie nawet przy Arce Noego bym się wtedy bawiła.
5. The Whitest Boy Alive (Fabryka Trzciny)
Nie skłamię, jeśli powiem, że był to chyba najbardziej zaskakujący koncert, w jakim przyszło mi uczestniczyć podczas minionego roku. Od występu TWBA nic już nie jest takie samo. Niesamowite jak energetyczna potrafi być na żywo muzyka, przy której do tej pory zwykłam się uczyć. Spokojne utwory słuchane w domowym zaciszu, na koncercie zamieniają się w taneczną petardę. A już miałam rezygnować z wyjścia…
6. The Qemists (Audioriver)
Zabawa na piachu, tuż pod samymi barierkami. Energia porównywalna do tej na występie Pendulum. The Qemists roznieśli hybrid tent mimo, że grali jako soundsystem. Świetne rozpoczęcie Audioriver. Ponoć mają znowu wpaść do Polski. Może tym razem, już jako live?
7. Autokratz (FreeForm Festival)
Mimo fałszowania, najlepszy występ na FreeFormie (Robyn mnie nie kręci, więc nie ważne jak dobrze by nie zagrała i tak nie będzie moim number one). Zagrali niemal wszystko ze swojej, w sumie jedynej do tej pory, płyty. Publiczności niewiele, ale dobrze. Można było spokojnie szaleć nie zważając na stopy sąsiadów.
8. Pantha Du Prince / Nosaj Thing (Tauron Nowa Muzyka)
Wcześniej prawie nieznani dla mnie artyści. O ile Pantha Du Prince było mi dane przesłuchać jeszcze w domu o tyle na Nosaja szłam bardziej z ciekawości i z nudów niż z żywego zainteresowania. I jeden i drugi idealnie wpasowali się w klimat i atmosferę starej kopali. Występ, praktycznie bez żadnego oświetlenia, wizualizacji. Spokojna muzyka, której odbioru nic nie zakłócało.
9. Massive Attack (Open’er Festival)
Za „Karmacome”. Czy muszę coś więcej dodawać?
10. Muse (Coke Live)
Wiedziałam, że Muse jest dobry na żywo, ale że aż tak? Nigdy nie byłam wielką fanką tego zespołu. Na kołka na nich nie pojechałam. Natomiast opuściłam Kraków przekonana, że są mistrzami w tym, co robią i jak nikt potrafią zawładnąć publicznością. Nic dziwnego, że bez problemu gromadzą tłumy na stadionach
Kinga
Die hipster SCUM!
OdpowiedzUsuńWidziałem stąd tylko Autokratz i akurat się zgadzam z tym, że zasługuje na wrzucenie do takiego podsumowania. Dla mnie też jeden z występów roku:]
OdpowiedzUsuńpierwsza piątka - zgodność 100%! :)
OdpowiedzUsuńu mnie piątka wyglądalaby inaczej:
OdpowiedzUsuń1. The Flaming Lips (Off Festival)
2. The Very Best (także Off Festival. Płyta b. przeciętna, ale klimat na gigu rewelacyjny)
3. Pavement (Open'er Festival - lubię, bardzo lubię i fajnie że przyjechali, bo miałem jechać w maju do Pragi na nich)
4. Muchy na Off... żart! a serio: Lenny Valentino (również Off) albo - Audio Bullys (Selector Festival)
5. Friendly Fires (Selector - pan wokal ładnie tańczył xD)
Piotrek.
Moderat na Tauronie było to dla mnie niepowtarzalne przeżycie!Coś co warto by było zobaczyć jeszcze raz!
OdpowiedzUsuńMassive openerowy-cudowny :)
Noemi