wtorek, 22 grudnia 2015

RELACJA: Dwie noce ze Ścianką | Bar Studio i Warsztaty Kultury, Warszawa/Lublin |


Relacja z grudniowych koncertów Ścianki w Warszawie i w Lublinie. 


W Barze Studio w Warszawie Ścianka nie zachwyciła. Zagrali skondensowany, krótki koncert, na którym zaprezentowali wyłącznie materiał z Niezwyciężonego - 35 złotych za godzinę grania to sporo, nawet jeśli są oni żywą legendą polskiej sceny alternatywnej. Po tym koncercie można jednak co nieco powiedzieć o materiale przygotowanym do słuchowiska. Ścianka poszła w klasyczny dla siebie eklektyzm, tworząc ścieżkę godną Limits of Control Jarmuscha, czy innego filmu tego reżysera, w którym długie, pozbawione akcji sceny okraszone są pięknymi, psychodelicznymi utworami. Sopotczanie nie ograniczyli się rzecz jasna do transowych kawałków a’la Black Angels - część z zaprezentowanych utworów, szczególnie „Słuchaj tego podczas letnich nocy”, w Warszawie i w Lublinie zagrane z gościnnymi, lokalnymi wokalistkami (w Lublinie była to świetna Lidia Szpulka, w Warszawie już nie pomnę nazwiska), szła znacznie głębiej w eksperymentalno-ambientowo-jazzowe rejony Tortoise. Bardzo podobał mi się gruz - coś, co przypominało teremin, choć było zaledwie zardzewiałą gmatwaniną drutów i płytek, z których korzystali podczas „Pustynnej Planety” - i sposób zapisania tej kompozycji w zeszycie: motyw- efekty różne - gruz - efekty różne - motyw - improwizacja, tak w skrócie. Brakowało mi jednak energii, sprzężenia, kontaktu z publicznością podczas tej warszawskiej nocy.

Kontakt w Lublinie zdecydowanie był: Ścianka zaczynała swoją koncertową historię w Lublinie, a że nie grali tam już od lat, przygotowali dużo obszerniejszy materiał za dużo mniejszą cenę. Zagrali dobre półtorej godziny, mieszając te same kawałki z Niezwyciężonego ze starociami z Białych Wakacji i innymi klasykami z punkową energią. Monotonia pustynno-eksperymentalnego Niezwyciężonego, ozdobionego dźwiękami kosmicznymi, wydawanymi za pomocą różnych instrumentów i narzędzi z gitar i basu, została przełamana piosenkami takimi jak „Białe Wakacje” i „The Hill”, na przykład (i o ile mnie pamięć nie zawodzi). Było doskonale: sala malutka, do której wchodziło się przez scenę (wpadłam w połowie koncertu, potężnie spóźniona, więc i mi się trafiła ta gratka), i stało się i tańczyło na tejże scenie, tuż przed/obok/między muzykami. Intymnie, kameralnie, z wielką energią i ze sporadycznymi anegdotami w międzyczasie. Koncertowi w Warsztatach Kultury w Lublinie nie brakowało już absolutnie niczego. 

***

Natalia Skoczylas

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.