niedziela, 6 grudnia 2015

RECENZJA: Marek X. Marchoff - funeral musik for you and me





WYTWÓRNIA: Zoharum
WYDANE: 26 października 2015

Marek X. Marchoff robi flashback do momentu śmierci swojej babci i wydanego przez Zoharum, czyli tę samą wytwórnię co teraz Funeral Musik Für Jenny Marchoff. O tym przeczytamy w każdej recenzji, w każdej notce prasowej, czy to w zagranicznym portalu, czy w rodzimym. A czego nie przeczytamy tam, a przeczytamy - mam nadzieję - tutaj?

Skupmy się. Marchoff, znany głównie z twórczości Different State, solowo wydał właśnie czwarty album, a jeśli dodamy do tego płyty nagrane z innymi artystami, wyjdzie tego szóstka. Płyt zespołu lepiej już nie liczyć. Wyjdzie za dużo. Ostatni, wspomniany Funeral Musik Für Jenny Marchoff, premierę miał w 2013, i to do niejako do tego albumu nawiązuje teraz Marek Marchoff.

Materiał zebrany na funeral musik for you and me ma już swoje lata. Muzyk zbierał go blisko siedemnaście lat. Nie spieszył się, tak jak i nie spieszą się same utwory. To skromne kompozycje, niemal stoickie, jednakowoż wyraziste i jednocześnie obezwładniające słuchacza. Tak jest już od otwierającego płytę „Ezolerascopick (40.696095'n 73.905029'w)”, w którym pulsacyjna rytmika do pary z nerwowymi stukotami rysuje obraz wydawnictwa. Surowy, posępny, niejako mistyczny i poniekąd industrialny. Industrialne są same pogłosy, które towarzyszą wszystkiemu - syntezatorowi, trzaskom, echu, i tak dalej. Marchoff, używając syntezatora jedynie, przędzie nici tajemnicy, które, zapętlając się stale, tworzą struktury hipnotyzujące. 

„40.6937°N 73.9833°W” to najdłuższy i chyba najlepszy z utworów przygotowanych przez Marchoffa. Długa ambientowa odyseja na syntezator z elementami saksofonu (?), które, niczym mantrę, Marek powtarza i powtarza, jeszcze bardziej zmuszając odbiorców do psychicznej interakcji. Ale funeral musik for you and me to nie jest tylko to nagranie. To także kosmiczne „761'n 73.9813w”, kojarzące się przez pojawiające się na tle przeróżnych rewerberacji krojcowe, pulsacyjne synthy, drone'owe szumy i ta bezkresna pustka. Pustka, która czai się gdzieś za rogiem, a której nie można zauważyć i dosięgnąć. To uczucie pojawia się przy prawie każdej z kompozycji (prawie, bo „699511'n 73.911166'w” w swoim żwawym i niemalże rzutkim wydźwięku wybija się na tle pozostałych pogrzebowych psalmów), chociażby w „69572,-73.90342”, które mogłoby się nadawać na intro do filmowej adaptacji Domu w ciemności Tarjei Vesaasa. Taka to muzyka - nostalgiczna, niby lekko rozlazła, ale w pełni absorbująca; z pewnością introwertywna, transowa. Dobra lub nawet bardzo. 


***

7

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.