czwartek, 10 grudnia 2015

KUMULACJA #14: Józef Ost, co płyty nosił w menażce


Po bardzo długiej przerwie wracamy z Kumulacją. Uzbierało się już tych numerków, dlatego pod czternastką skrywają się pozycje wydane przez Studio Listów Dźwiękowych Fontanna. Czyli Józef Ost oraz Liście. Sześć pozycji z Warmii i Mazur. 



Pomijając sam wątek muzyczny, który zawsze jest istotny, tutaj ważna jest także oprawa. Studio Listów Dźwiękowych „Fontanna” stanęło na wysokości zadania - i w kwestii estetycznej, i pomysłowej. O co chodzi? Cóż, tytuł tej Kumulacji chyba mówi sam za siebie. 


JÓZEF OST - JÓZEF OST EP
(2012)


Józefa Ost poznałem przy okazji koncertu w olsztyńskim klubie Nowy Andergrant w ramach Frontu OST. Nie dojechałem, bo żeby wsiąść do Radeksa trzeba było najpierw w styczniu 2014 roku dojechać Kolejami Mazowieckimi, a śnieg był cwany i unieruchomił pociągi, ale grało także Judy's Funeral, czyli że coś tam-coś tam się orientowałem na temat gigu. Józefa sprawdziłem, brzmieli fajnie. Ale zapomniałem o nich. 

Błąd. Bo głupotą jest wywalenie z pamięci zespołów grających takie dziwne muzyczne hybrydy, które jedną menażką czerpią z jednego garnka, drugą z drugiego, a łyżką jeszcze podbiorą innego gatunku. To tak w skrócie, ogólnikowo. A szczegółowo, to bartoszycka formacja uderza w rejony zimnofalowe (Bartoszyce, północ, he he), mocno noise'owe, z monodeklamacją jako głównym punktem odniesienia, siermiężnymi riffami, soczystym basem i z głowami pełnymi pomysłów. „Ełk” to najbardziej przystępna muzycznie kompozycja na Józef Ost EP, znacznie odstająca stylistyką od pozostałego materiału. „Pasożyt”, jak to w tytule, jest ciężki, niezgrabny, kakofoniczny i nieprzyjemny dla uszu, ale i dobry. Naprawdę dobry. „Szwed”, najdłuższy utwór na płycie, zatacza koła wokół bluesrockowej modły, by zdobyć serca tymi przytłumionymi gitarami, które narastają, jazgoczą i w kulminacyjnym momencie ukłonić się perkusji. Na epce są jeszcze „Korki” i „Strefa” i co o nich można i napisać, i powiedzieć, to że to po prostu niezłe nagrania. Monotonne, fakt, ale wpasowujące się w ramy debiutanckiego wydawnictwa Józefa Ost. A że wiele zespołów chciałoby mieć taką pierwszą epkę, to nic dodać, nic ująć. Ale, uwaga, dalej jest jeszcze ciekawiej!

JÓZEF OST - REMIX
(2013)

Wszystko zostaje w rodzinie. Józef Ost zaprosili do współpracy przyjaciół i znajomych królika kolegów z innych formacji. Stąd na Remixie usłyszymy Youniverse, Robo czy A Sea Ov Smoke.

Przyznam szczerze, że nie łapię zamysłu albumu, bo zebrane na nim utwory nie występowały na żadnym innym wydawnictwie (chyba). Tak czy inaczej, jest to całkiem ciekawe zestawienie. „Mit” ze swoją zmasowaną rytmiką i mrocznymi riffami przelatuje zbyt szybko, ale zostaje w pamięci jako ten na plus. „Hedora” wybrzmiewa jakimś elektronicznym jamowaniem w rytm pociętych, nojzopodobnych dźwięków, gdzie czasem zapachnie drone'em, czasem nie. Znowu zbyt krótko, coś jak zabawa z formą. Że krótkie, to nie da się powiedzieć o „Josefie Mitbasie”, które na tapetę wzięli A Sea Ov Smoke. Ambientowo-kosmiczny aranż to coś, czego po dwóch wcześniejszych nagraniach nie można się było spodziewać. Minusem pozostają jedynie dwa ostatnie utwory, które nic nowego do Remixu nie wnoszą, a raczej lekko nudzą. 

JÓZEF OST - KNOT

(2013)


Czym jest knot, każdy wie. Co się z knotem dzieje, każdy pamięta. Knot rozpuszcza, knot się pali. Knot rozpala także, a KNOT własnie rozpuszcza skupienie słuchaczy, rozpalając jednocześnie atmosferę. Cztery utwory, które można ująć najprościej w sposób: 4x10, bo każdy z nich trwa równiusieńkie dziesięć minut. Muzycznie KNOT nie odbiega od pierwszego wydawnictwa Józefa Ost. Nadal zimna fala, nadal elementy noise'owe, nadal szamańskie modły w ciemności i trans. Tribalowy trans jest rzeczą w bartoszyckiej formacji dość istotną, bo obecną w niemal każdym utworze. Wystarczy tylko zamknąć oczy i wsłuchiwać się w te pokręcone i misterne melodie, które z jednej strony przypominają czasem te spod znaku free-impro, czasem obudowane na niemal metalowym riffie, a niepokój podkreśla mroczny wokal, choć to raczej wspomniana gdzieś wyżej melodeklamacja. 


JÓZEF OST - KARPACKI OKRĘG PRZEMYSŁOWY
(2014)


KNOT taki ciężki, jak sam tytuł wskazuje, nie był. Gorzej na południu kraju, gdzie KOP to symbol pracy, pracy, pracy i pracy. Górnictwo, huta, kamieniołomy i gaz ziemny. I o męczarniach jest w skrócie Karpacki Okręg Przemysłowy, jeszcze ubiegłoroczne wydawnictwo Józefa Ost. A skoro praca fizyczna, to i muzyka musi być dosadna. Zimna fala, post-punk, hardcore'owe riffy, niemal stonerowe tempo. Tak jest od początku, czyli od „Organu”, aż po „Odlał”, choć wyjątkiem, takim wyciszeniem, raczej skocznym, jeśli przypomnimy sobie wszystkie utwory JO, jest „Komisarz”. Kolejny fajny album Józefa Ost, mocny, nie da się ukryć, hipnotyzujący - z całą pewnością. No i z dobrymi momentami, jak właśnie „Odlał”, gdzie te gitary naprawdę dobrze współgrają z krzyczącym wokalem i katorżniczą perką. 


LIŚCIE - NISZOWE KINO WĘGIERSKIE

(2014)


Zmiana nazwy i jest inaczej. Liście, jak to liście, zwiewne, lekkie, kolorowe. A Niszowe kino węgierskie nie takie ponure i zawiłe jak nagrania Józefa Ost, ale wciąż na wietrze się nie będą unosić. Kolejna odsłona cold wave'u, znowu noise, industrial, ale już bardziej przystępnie. I chociaż emocji na debiucie Liści niewiele, w sensie: zwrotów akcji w utworach niewiele, bo jak Liście zaczynają grać, to grają niemal podobnie przez długość trwania kawałka, ale trio dobrze to przeplata. „Alonso” to kompozycja żywa i chaotyczna. „Olbrzym” żyje własnym tempem, dość tajemniczym i rozleniwionym, a „Radiator” oraz „Czarownica” to chwila oddechu. Echa zasłuchiwania się w Kinsky i Aptece są czytelne, ale nie rażą, bo przecież dlaczego? 


JÓZEF OST - PIERWSZOMAJOWA PIOSENKA ŻOŁNIERSKA
(2015)

Najnowsza, jeszcze tegoroczna, choć już niedługo, perełka. Pierwszomajowa Piosenka Żołnierska już sam tytuł ma fajny. No radości na pierwszego maja to tutaj nie ma, ale jest dość chłodno, czyli żołniersko. Aczkolwiek zabawnie jest w „Grzebieniu”, gdzie wypowiedzi Karola Gawerskiego komentowane są salwą śmiechu publiczności. Muzycznie jak zawsze mamy to samo. Cold wave w industrialnej otoczce, trochę ambientu wygrywanego na perkusji, basie i gitarze. momentami impro, momentami kakofonia. Ale na poziomie, z humorem, z lekkim też smutkiem. I nie, żeby to był zarzut, bo Pierwszomajowej Piosence Żołnierskiej trudno coś zarzucić, może poza tym, że słucha się tego przyjemnie, choć czasem Józef Ost mogliby jeszcze mocniej docisnąć pedały i rozkręcić te przestery, a przede wszystkim mogliby nagrać dłuższy materiał. Ale czy to wielka krytyka? No właśnie. Pozostańmy więc przy tych trudnych melodiach, czasem niewyraźnie zaśpiewanych (wyrecytowanych) tekstach i czekajmy na więcej. 

***

Piotr Strzemieczny

POLECAMY LEKTURĘ:
BOŻONARODZENIOWY KIERMASZ PŁYTOWY: Studio Listów Dźwiękowych „Fontanna”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.