W tym roku Warszawa gościć będzie czwartą edycję festiwalu Match&Fuse. O organizację takiego typu imprez zapytaliśmy Piotra Cichockiego, który w Festiwalowej odpytce opowiedział, dlaczego M&F jest fajnym festem, czy da się zorganizować festiwal zimą i jakie są plusy i minusy sponsorów tytularnych.
Którą edycję festiwalu w tym roku organizujesz?
Piotr Cichocki: W dniach 11-13 czerwca będzie 4 edycja Match&Fuse. Poprzednie lata to Rzym, Oslo i Londyn.
Ilu artystów będzie liczyć finalnie line-up tegorocznej edycji?
10 zespołów, lista wykonawców jest znacznie dłuższa, ponieważ w ramach orkiestr i improwizacji mieszają się różne składy i dołączają goście. Czasami nawet widzowie.
Kto przyjeżdża na Twój festiwal?
Wykonawcy: bezkompromisowi artyści, którzy świetnie umieją grać na swoich instrumentach. Słuchacze/uczestnicy: zazwyczaj szukają czegoś, czego nie ma w standardzie. A nawet jeśli nie szukają, to znajdują.
Czym się kierujesz, dobierając artystów do line-upu?
Wybieramy ich wspólnie z szerokiej bazy kontaktów w gronie 5 producentów z pięciu krajów. Jednym z celów Match&Fuse jest zapraszanie lokalnych artystów, którzy ze względu na monopol dużych mediów nie są słyszalni w innych krajach.
Największe urwanie głowy związane z organizacją festiwalu?
Corocznie prawdziwy rollercoaster.
Największa radość związana z organizacją festiwalu?
Ten moment, kiedy tłum gości i my, organizatorzy, wspólnie włączamy się w muzykę.
Duży sponsor w nazwie festiwalu: tak czy nie?
Plusy - pieniążki, minusy - festiwal jako wielki baner reklamowy. W zeszłym roku mieliśmy dobry kompromis, bo dosponsorowała nas UE, która w żaden sposób nie ingerowała w program artystyczny. Dlatego wspólnie ze squotem Ex-Snia z Rzymu postanowiliśmy nazwać edycję hasłem „Eco”. W tym roku tylko i aż po prostu Match&Fuse.
Najtrudniejsze negocjacje miałeś z...
Znanych i nieznanych artystów dobieramy, kierując się zasadą „są w klimacie Match&Fuse”. A to jest klimat zakręcony wokół muzyki, co ułatwia wszelkie negocjacje.
Najdziwniejsze widzimisię artysty w riderze?
Ciekawa sytuacja była w zeszłym roku w Rzymie, kiedy mocno spóźniony zespół Poil z Lyonu przyjechał z furgonetką wypełnioną po brzegi analogowym sprzętem, chyba z dwucyfrowymi numerami seryjnymi. Szaleńcza przepinka - i załatwili nas ścianą dźwięku, polecam ten zespół. Zresztą wszyscy nasi artyści wiedzą, co jest im potrzebne i po co.
Polscy artyści jako zapchajdziury czy gwiazdy głównych scen?
Nikt nie odpowie na to inaczej, ale: serio, zasadą Match&Fuse jest wymiana na równych prawach między zespołami z Polski, UK, Włoch, Irlandii, Francji i innych europejskich krajów. Jak wymiana, to na równych prawach. W tym roku na M&F grają Jazzpospolita, Kinsky i Merkabah, podobnie jak wszyscy pozostali artyści, są dla nas mega-gwiazdami.
Na co absolutnie nie można sobie pozwolić, organizując festiwal?
Na chwilę dekoncentracji.
Czy festiwal musi równać się pole namiotowe?
Nasz festiwal jest typowo miejski, więc zdecydowanie nie.
Jaki jest udział mediów w działalności festiwalu?
Media to akurat coś, czym się szczególnie jaramy. Przestrzeń wirtualna jest kolejnym sposobem uczestnictwa, a zależy nam na poszukiwaniu nowych sposobów doświadczenia muzyki i uczestnictwa w koncertach.
Festiwal zimą - da się czy się nie da?
Corocznie organizujemy też MiniFestivale Match&Fuse, zazwyczaj w okolicach listopada, więc: da się.
Jak zachęcisz czytelników do udziału w tegorocznej edycji festu?
Match&Fuse jest jak zapałka i dynamit lub jak muzyka i my wszyscy podczas festiwalu. Zapraszamy.
***
rozmawiał Piotr Strzemieczny
Tegoroczna edycja Match&Fuse odbędzie się w dniach 11-13 czerwca w Mózgu Powszechnym i Cafe Kulturalnej. Cały line-up festiwalu znaleźć można w naszym Festiwalowym fleszu.
Bilety: 25-35 PLN / 65 PLN (bilet trzydniowy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.