WYTWÓRNIA: wyd. własne
WYDANE: 15 marca 2015
VI YD i mamy powrót do minionej dekady, do czasów Arctic Monkeys i brytyjskiego revivalu indie rocka. Mel Tripson dodają do tego nu-metalowe zapędy spod znaku Limp Bizkit i tak wygląda debiutancki minialbum lubelskiego kwartetu. Mogłabym napisać, że to bardzo fajne połączenie. Mogłabym dodać, że MT wskrzeszają zapomnianego ducha wyspiarskiego gitarowego popu.
Mogłabym to napisać, ale byłoby to wielkie kłamstwo. A to z tego powodu, nie otrzymujemy nic, czego byśmy nie usłyszeli w innych indierockowych kapelach, czy to rodzimych, czy z UK chociażby. Mel Tripson powielają schematy tak utarte, że aż przykro się robi. Innowacyjności zero, radości ze słuchania też ani trochę. To tak, jakbym puściła jakąkolwiek płytę Arctic Monkeys - nic ciekawego.
Gitarowe solówki, jak ta w „Back 'N' Reloaded” lub w „Pakistanie”, nie wgniatają raczej w ziemię, a wywołują smutny uśmiech politowania. „Wild West” tytułem pewnie nawiązuje do Lublina i wschodniego regionu Polski. Sprytne, natomiast muzycznie już tak fajnie nie jest. Melodie wycięte niczym z nagrań Jacka White'a nie rokują dobrze na przyszłość, a raczej wskazują, że chłopcy z Mel Tripson wybrali sobie dosyć kiepskie inspiracje. Najciekawiej wypada „Back 'N' Reloaded” w remiksie wykonanym przez Stonkatank, naprawdę, choć przypomina mi on te remiksy, które swego czasu wykonywał L'Amour La Morgue (czy to dobrze? A może to źle? Lepiej, żeby każdy sprawdził i ocenił). Przed Mel Tripson jeszcze długa droga i lepiej, żeby przeszli na jasną stronę mocy. Tak jak zrobili to Sunlit Earth po swojej debiutanckiej epce, nagrywając całkiem udane Between the Lines.
***
3
3
Agata Pietrowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.