poniedziałek, 11 maja 2015

RECENZJA: Konrad Kucz / Klake - Kucz & Klake


WYTWÓRNIA: Requiem Records
WYDANE: 16 lutego 2015

Konrad Kucz i Bartek „Klake” Ujazdowski. Pierwszy to cholernie zdolny muzyk, drugi jest równie cholernie zdolnym wokalistą. Razem przygotowali płytę, która może i nie jest cholernie wspaniała, ale jest bardzo dobra. Taka pościelówa, taka stonowana muzyka, którą obaj nikczemnie grają na emocjach słuchaczy. 

Nikczemnie i udanie. Zresztą i Kucz, i sam Klake, robili to już wcześniej. Konrad Kucz na każdym ze swoich wydawnictw serwował fanom eteryczne i leniwe melodie, rozluźniając ich uwagę, przenosząc jednocześnie w wyimaginowany świat spokoju i... i te pe, i te de. Wiadomo. Klake dał się poznać w 2012 roku świetną epką Replica, którą nagrał wraz z Krojcem, jednym z bardziej utalentowanych producentów elektronicznych w kraju. Razem nagrali płytę delikatną, po prostu subtelną, ocierającą się momentami i o folk, i o poważkę, będącą dobrze skrojonym popem z semi-elektronicznym podłożem. 

Obaj artyści zdają się nie spieszyć, nie ponaglać słuchaczy. Obaj (w towarzystwie jeszcze perkusisty, basisty, gitarzysty i raz wiolonczelisty Mateusza Kwiatkowskiego, który udzielał się też na Sleepy Music) spokojnie opowiadają swoje senne i melancholijne w wydźwięku historie, a całość chwyta za serca już od pierwszego na liście „Still Pouring”, kojarzącego się w swoim początku z ubiegłorocznym „Story Time” Malcolma Middletone'a i Davida Shrigleya, by w głównej utworu postawić na urzekające smyki i rozmarzone syntezatory. No i śpiew Bartka Ujazdowskiego, smutny z jednej strony i zmuszający do skupienia z drugiej. Mieli nosa obaj panowie, że zdecydowali się ze sobą współpracować. W każdym z przygotowanych nagrań słychać kompozytorski sznyt Kucza, jego pomysłowość i wrażliwość. Melodie płyną na fali syntezatorów, delikatnych smyków i stonowanego wokalu Klake. Rozmarzone podkłady nakazują szukać skojarzeń z dream popem i chillwave'em, akustyczne gitary i smyki z kolei sprowadzają pamięć w rejony solowego Albarna („Far Away”, „Grand Dancer”). Różnorodnie, fakt, ale taką drogę obrał duet Kucz/Klake. „I'm not Ready” wita klawiszami, by stopniowo pojawiały się kolejne instrumentalne smaczki i soczysty refren ze smykami i perką. Co warte jest zauważenia, utwory na Kucz & Klake nie są jednorodne, opierają się na częstej zmianie struktur. 
Nie można zapomnieć też o instrumentalach, które u Kucza odgrywały zawsze (no, może nie zawsze, ale często-zawsze) kluczowe role. „Me and the Ocean” to właśnie taki ambientowy powrót do przeszłości, utwór oparty na nerwowych i tajemniczo brzmiących syntezatorach, jeden z ładniejszych, przez swój chaotyczny charakter, kawałków na płycie, choć dobrych momentów jest tutaj sporo więcej (smętny, oparty na chóralnym nuceniu „Lost City”, żywy i pogłosowy „Happy Sequence”), a najważniejsze konkluzje wynikające z Kucz & Klake to kolejny raz udowodnione aranżacyjno-kompozytorskie skillsy Konrada Kucza, który w tych swoich programach (East-West, Logic Audio) tworzy tak wyjątkowe melodie, że ludzkie ucho często zawodzi. 
Taka to właśnie płyta jest. Ładna i spokojna. Niektórzy powiedzą pewnie, że klimatyczna. I faktycznie w tym określeniu znajdzie się sporo prawdy. 


***

7.5

Piotr Strzemieczny

POLECAMY LEKTURĘ:
CZYNNIKI PIERWSZE: Konrad Kucz / Klake - Kucz & Klake
RECENZJA: Konrad Kucz - Sleepy Music
RECENZJA: Klake / Krojc - Replica

1 komentarz:

  1. Świetna płyta i trafna recenzja. Gdzie można ją kupić?

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.