niedziela, 1 marca 2015

RECENZJA: Colleen Green - I Want to Grow Up


WYTWÓRNIA: Hardly Art
WYDANE: 24 lutego 2015
Colleen Green debiutowała cztery lata temu, mając wówczas 26 lat na karku. Przez ten czas (do teraz) zdążyła nagrać dwa długograje i trzy epki, podpisać kontrakt z Hardly Art, czyli zajebistym labelem, który wydaje dobrych, choć u nas totalnie nieznanych wykonawców. Teraz, kiedy Colleen ma już trójkę z przodu, dorzuca do swojej dyskografii płytę numer... trzy. Przypadek? No właśnie. A że dla wielu osób trzydzieści lat to okres smutku, okazja do dołowania się i taki punkt, który wyznacza już tę opadającą linię życia (nie wiem, kto to wymyślił, ale tak się już poniekąd utarło), to Colleen Green postanowiła podsumować swoje życie, swoje postawy, wybory, pragnienia.... No, całą siebie, na muzycznie, żartobliwie czasem, a czasem też na poważnie. I Want to Grow Up jako autorefleksyjna płyta, podkreślająca wady, zalety i w ogóle wszystko związane z panną Green? Pewnie, dlaczego nie?

Pewnie, dlaczego nie, zwłaszcza gdy robi się to w tak przebojowy sposób, jak Colleen Green, kolejną zdolną gitarzystkę z pogranicza indie rocka, lo-fi i tego noise popu z Zachodniego Wybrzeża. Znamy te melodie, znamy je bardzo dobrze dzięki wczesnym dokonaniom Best Coast, dzięki rewelacyjnym płytom Vivian Girls i solowej działalności La Sery. Koleżanka Green z labelu, Katy Goodman, to największy wyznacznik twórczości Colleen. Wiadomo, delikatny i dziewczęcy wokal, gitary chwytające jak słońce w Kalifornii, a same piosenki z jednej strony tak zadziorne, jak stare płyty Ramones, a z drugiej mocno vintage'owe. Kalifornijski garażowy pop pełną gębą, ale z ogromną dawką gracji. 

Zresztą czy można było się spodziewać po Colleen czegoś innego? Przecież jej dwie wcześniejsze płyty - Milo Goes to Compton i Sock it to Me - w odpowiedni sposób wypromowały Amerykankę, której znakiem rozpoznawczym są okulary przeciwsłoneczne na twarzy. Luźne kompozycje o miłości i życiu niewiele się zmieniły. Ba, melodyjnie I Want to Grow Up zapewnia niemal powtórkę z rozrywki. Hit goni hit, Colleen Green uwodzi słuchaczy swoim uroczym głosem, a historie i melodie wybrzmiewają w głowach słuchaczy długo, długo po zakończeniu płyty. Albumu, który od pierwszego na liście „I Want to Grow Up” wciąga i kopie świetnymi tekstami, humorem oraz po prostu dobrą muzyką. Colleen skacze między gatunkami, by w utworze tytułowym zahaczać o typowo kalifornijski punk z domieszką popowego sznytu, w „Wild One” kultywować tradycję sixtiesowych dziewczęcych ballad, a w radosnym i ironicznym „TV” w końcu otworzyć przed fanami drzwi do swojego post-indie-punkowo-noise'owego garażu (te cięte riffy w refrenie i lekko wykrzyczany tekst, solówka przed wejściem zwrotek też niczego sobie). Colleen pokazuje tym kawałkiem, a następnym („Pay Attention”) potwierdza, że potrafi pisać klawe utwory - szybkie, wpadające w ucho i energiczne. Takie, których słucha się z przyjemnością, do których też miło by się poskakało podczas gigu. 

„Deeper Than Love” wnosi do I Want to Grow Up to, co „Close to You” dawało Sock it to Me. Ogromny chłód, pewną transowość wywołaną przez mechaniczny rytm, przesterowany wokal Colleen Green i coś, co śmiało można nazwać melancholijnym nastrojem. To bezsprzecznie jeden z najlpszych momentów trzeciego długograja Amerykanki. Trochę gorzej wypada dwuczęściowe „Things That Are Bad for Me”, bo o ile part I wpasowuje się w ogólną aurę albumu, tak dwójeczka już mocno zawiewa momentami jakimś eagle rockiem. Dlatego miodem na uszy jest „Some People”, kolejny uroczy indiepopowy utwór z gatunku dziewczęcych ballad. 

Ładnie dorasta/dojrzewa/starzeje się/poważnieje Colleen Green na tej płycie. Colleen, która naprawdę stanęła na wysokości zadania. Jej dwa wcześniejsze albumy, wydane w końcu cztery i dwa lata temu, stanowiły niezłe, choć nie-takie-rewelacyjne-jak-je-opisywano potwierdzenia jej talentu. Teraz, w 2015 roku, gdy Green w końcu trafiła na trójkę z przodu, przygotowała płytę autoironiczną, autobiograficzną (kolejny zresztą raz) i podsumowującą jej życie. Pewnie, Colleen robi błędy, opowiada o swoich decyzjach barwnie i z humorem, a to się ceni. Tak samo jak I Want to Grow Up, kolejną płytę z kalifornijskich rejonów, która nie zawodzi swoim luzackim brzmieniem. Podobno Katy Goodman kumpluje się z Colleen. To słychać na tej płycie. 

7

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.