niedziela, 4 stycznia 2015

ZALEGŁOŚCI RECENZENCKIE #7


Rok 2015 powoli nam się rozkręca, czekamy na pierwsze głośne wydawnictwa i cały czas wracamy do muzycznego 2014, który przecież obfitował w wiele ciekawych premier. W zaległościach Spazzkid, Lido oraz Objekt.


Spazzkid - Promise
8 lipca 2014, Magical Properties

Tym razem sprawdzam, co ciekawego robi kolejny rzezimieszek klawiszowego popu, ukrywający się pod pseudonimem Spazzkid. Gość naprawdę nazywa się Mark Redito, jest sprawnym producentem i już całkiem nieźle obcykanym songwriterem. Jego kolorowe i przyjemniutkie piosenki, muśnięte odrobiną melancholii, budzą skojarzenia z nieco zapomnianym projektem Body Language czy z Air France. Ale to są asocjacje dotyczące klimatu Promise, bo w rzeczywistości Redito bawi się tu melodiami, wtłacza w piosenki dużo elementów z future r&b czy nu-disco, nie zapominając przy tym o niebanalnych harmoniach. Już startujący epkę instrumental (no właśnie, dlaczego!?) pokazuje, jak powykręcany i wciąż zmienny jest styl Spazzkida. Ważne jednak, że producent utrzymuje wszystko w ryzach i wyciska z tego samo dobro. Przy „Truly” wspomaga się wokalem Sarah Bonito, wnoszącej azjatycki posmak do kawałka, który obwarowany dzwoneczkami, tęczowymi synthami i łagodnym dialogiem pary wokali, mknie sobie niespiesznie. „Goodbye” to największy hicior z epki, bo w końcu ją promował. Wokal wiedzie w stronę dotkniętego nostalgią, smutnego Chaza Bundicka, a jungle'owe pętle zaostrzają cały wałek, który zdecydowanie ma ochotę wejść na parkiet w takiej postaci. I wreszcie tytułowy, zamykający cały zestaw, wlewa trochę balearycznego olejku na zmęczone barki słuchacza, mieszając to wszystko z podciętym rytmem r&b. Smakowite. Zresztą jak cała ta mała płytka, na którą absolutnie trzeba zwrócić uwagę. [7]

Lido - I Love You
23 czerwca 2014, Pelican Fly

Kolo pochodzi ze Skandynawii, konkretnie z Norwegii, a jeszcze konkretniej z Oslo. Skąd go znam? Bo wyprodukował Liz jeden z kawałków („Y2K”) na Just Like You, więc mogłem śmiało sięgnąć po jego solowe wałki (i tajemnicą poliszynela jest, że to on odpowiada za Trippy Turtle i całe FoFoFadi). Co prawda na I Love You za wiele wspólnego z rzeczonym kawałkiem laski z Mad Decent nie ma (oj wiadomo, że coś tam się pokrywa, c'nie), ale za to jest sporo prog-popu, dużo basów, trochę footworkowej rytmiki, masa akcentów ewokująca wyczyny ludzi zjednoczonych pod wspomnianą wytwórnią, a przede wszystkim kilka fajnych melodii i refrenów, co pozwala zakwalifikować Lido do spoko typów. Tytułowy podbija do dzielni Underworld, co trochę śmieszy na początku, ale to rozczyniony z rozmysłem, sprężynkowy future bass. Część druga trochę przynudza, ale też zaliczam, za to „Money” jest najbardziej okazałym kwiatem w tym bukiecie. Nieco brutalne hooki klawiszy, schodkowe spadki, wokalne wycinanki — wszystko to Lido upchnął i zamknął w jednym tracku. Ostatni „Lost” trochę męczy, ale za to można wyłapać parę ciekawych producenckich tricków, więc też nie jest kompletnym niewypałem. Całe I Love You też nie, ma swoje lepsze i gorze momenty, ale Lido stać na nagranie znacznie lepszych rzeczy. Czekam więc. [7]

Objekt - Flatland
20 października 2014, Pan

A tu mamy gościa, który na pewno kocha Warp. TJ Hertz aka Objekt buduje pomnik dla Aphex Twina i Squarepushera (już drugi w trackliście „One Fell Swoop” zdradza wszystko), dość swobodnie podbierając i podkradając patenty od swoich ulubieńców czy idoli. Fajnie mu to wychodzi, ale tak prawdę mówiąc, czy nie lepiej wrócić sobie to staroci Jenkinsona i D. Jamesa, czy nawet wrzucić Syro? No i tu właśnie widzę słabość Flatland — albumu solidnego, nieźle wyprodukowanego, ale do bólu wtórnego, a w ostateczności nudnawego. Słychać, że Objekt dwoi się i troi, dorzucając do pakietu albo jakieś wątki z Detroit techno („Ratchet”), industrialne przygrywki („Strays”) albo jakieś heckerowskie ambienty („Agnes Apparatures”), ale nie porywa swoimi próbami. Trochę słabo słucha się podobnych rzeczy w 2014, gdzie szaleją pojebańcy z PC Music, ale Resident Advisor to łyknął, chociaż jak widać im niewiele potrzeba do szczęścia. Dla mnie to tylko sprawna, rzemieślnicza płytka, kopiująca dokonania gigantów elektroniki sprzed niemal dwudziestu już lat. Także nadal nowa elektronika nie do końca jest nową elektroniką, jak chcieliby co niektórzy, a najgorsze jest to, że jakoś nie widać nikogo, kto mógłby to wszystko ruszyć. Ale mam nadzieję, że jeszcze tacy ludzie się znajdą, i to już w najbliższym czasie. [6]

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.