sobota, 3 stycznia 2015

RECENZJA: Alberto Boccardi - Fingers





WYTWÓRNIA: cat | sun / MonotypeRec.
WYDANE: 15 listopada 2014
KUP: Monotype Store (CD)

W końcu Fingers dostępne jest i w Polsce. Po listopadowej premierze we Włoszech i w innych państwach, najnowszy album Alberto Boccardiego dotarł nad Wisłę. Samo nagrywanie Boccardiemu też zajęło sporo czasu, bo rozrzucone było na trzy kraje. Zbieranie zespołu, który wspomógł Włocha też musiało trochę potrwać, bo orkiestra wyszła nielicha. Dodam do tego fakt, że na następcę debiutanckiego albumu (Alberto Boccardi z 2012 roku) trzeba było czekać blisko dwa lata, a udziałów w kompilacjach czy splity nie włączajmy do tej wyliczanki. Dwa długie lata czekania na pełnoprawną płytę.

I wiecie co? Opłaciło się.

Zaledwie siedem kompozycji tworzy Fingers. Ta liczba mogłaby wydawać się niezadowalająca, może nawet śmieszna, na pewno niezasługująca na miano płyty długogrającej, ale gdy weźmie się pod uwagę czas trwania utworów, a przede wszystkim ich jakość i klasę, nowe wydawnictwo Włocha przestaje budzić jakiekolwiek wątpliwości (o ile takie się kiedykolwiek pojawiły). Alberto Boccardi porusza się po rejonach elektroniczno-klasycznej awangardy. Orkiestralny wydźwięk zapewnia rozległe instrumentarium (Boccardi zaprosił jedenaście osób), powiew przemijania następuje dzięki field recoringowym smaczkom, a akustyczne melodie przenikają się z ambientowymi syntezatorami i różnymi drone'owymi trzaskami, niepozwalającymi na delektowanie się (w pełni) skrzypcami czy wiolonczelą, chociażby.

Ironizuję z tymi problemami, bo wszystko Boccardi idealnie rozpisał. Ciężkie i dygotliwe syntezatory budują na Fingers napięcie, nadając utworom industrialnego wydźwięku. Chaotyczna perkusja w otwierającym płytę „Where You Are, Where We Are” i dominujące w tle, wespół z rwaną gitarą pogłosy znakomicie kontrastują z delikatnymi partiami pianina. Nerwową atmosferę podtrzymuje „Lying Again”, szamańska i psychodeliczna kompozycja z majaczącymi i eterycznymi wokalami. 
O bogatym instrumentarium przypomina „Piano Memory Ground”, gdzie w końcu można usłyszeć wiolonczelę, skrzypce, a przede wszystkim płynnie wybrzmiewające pianino na tle drone'owych szumów. Bardzo dobrym pomysłem było podzielenie kawałka na dwie części. Pierwsza to właśnie drone'owy chaos z tymi klawiszowymi przebłyskami, by w drugiej odsłonie Boccardi zbliżył się do nowoczesnej myśli muzyki klasycznej. Niecierpliwie sunące smyczki wprowadzają nerwowego charakteru do spokojnej melodii, by nagle przerwać i pozwolić chóralnym przyśpiewom na zdominowanie końcówki. To zakończenie jest takim swoistym preludium do „Red Fingers”, kolejnego ambientowego kolosa, gdzie pedały pianina mocno są dociskane jeszcze po wybrzmieniu ostatniego akordu. Powolna, bardzo mroczna kompozycja też stanowi intro do muzycznego przełomu Fingers. No, może przełom to nie do końca trafne określenie, ale właśnie wraz z tym utworem (jego drugą częścią) oraz następującym po nim „Nine Steps...” Boccardi - krótkotrwale, ale jednak - przyspiesza tempa i rozpędza melodię. Oba długo się rozkręcają, by w końcu uderzyć w słuchacza swoją transową charakterystyką, rytmicznie idąc w noise („Red Fingers”) i niemal techno („Nine Steps...”). „...And You Will Ask Me Some Water” to z kolei delikatne zamknięcie całego albumu, postawienie na spokojne ambientowe pejzaże i żywe instrumenty, ten pierwiastek muzyki klasycznej, orkiestralnej. 

Życzyłbym sobie, żeby Alberto Boccardi, dzięki Monotype'owi i cat | sun zyskał większe uznanie w Polsce. Fingers na to mocno zasługuje, bo Włoch, idąc tropem wyznaczonym chociażby przez Fennesza lata temu, udanie godzi ambientową elektronikę z elementami muzyki klasycznej. A to się zawsze ceni.

8

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.