środa, 3 grudnia 2014

RECENZJA: Kele - Trick



WYTWÓRNIA: Kobalt / Lilac / Mystic Production
WYDANE: 13 października 2014
KUP: 


Nie będę ukrywał, że Kele Okereke z tej najzwyklejszej, ludzkiej strony zawsze budził we mnie ogromną sympatię. I mimo że na mojej ścianie nigdy nie wisiał plakat Bloc Party, to od zawsze w pewien sposób mu kibicowałem. Kiedy jakiś, już spory czas temu, natknąłem się w internecie na historię wokalisty, polubiłem go jeszcze bardziej. Nigdy nie chwytały mnie powielane przy okazji każdego głośnego coming outu rzewne frazesy o odrzuceniu, osamotnieniu, braku akceptacji. Ta historia jest jednak zupełnie inna. Kele jest zupełnie inny. A ja kupuję go w całości.

Dobrze pamiętam, że album Boxer był dla mnie sporym zaskoczeniem. Po pierwsze, ukazywał zupełnie nowe oblicze Kelego, mocno różniące się od zadziornego wizerunku z BP. Poza tym płyta, przynajmniej w pierwszym odczuciu, była dla mnie aż zanadto klubowa. Z czasem jednak taki wizerunek artysty okrzepł. Po zeszłorocznej składance Tapes, którą pod szyldem Bloc Party wydała niemiecka wytwórnia K7, z niecierpliwością czekałem na kolejny solowy album Okereke. I doczekałem się. Zanim odbyła się premiera (pomijając wydanie singla „Doubt”), przyszła pora na obiecywaną od kilku lat wizytę na FreeFormFestival. Kele w ostatniej chwili odwołał swój występ przed trzema laty. Tegoroczny gig zrekompensował wszystkie traumy, smutki i żale tłumione w głębi serca od 2011 roku.

Album Trick na pierwszy ogień rzuca śpiewane wspólnie z Yasmin „First Impression”. I trzeba przyznać, że wszystko się tu zgadza –  od charakterystycznego dla Kelego podbicia, aż po bardzo ciekawie zgrane wokale. Pierwsze wrażenie więc jak najbardziej na plus. Nie gorzej prezentuje się „Coasting”, w którym odżywa jeden z najbardziej znanych współczesnych falsetów. I jeśli do tego momentu nie czuliście się przekonani, to wszelkie wątpliwości rozwieje „Doubt” (przezabawnej - jak zawsze – gry słów ciąg dalszy). Singiel, który od końcówki wakacji grzał klubowe parkiety to prawdziwy killer, któremu naprawdę trudno się oprzeć. Kele zawsze mocno eksponował również bardzo emocjonalną stronę swojej osobowości. Najbardziej wyraźnym jej przejawem na Trick jest utwór „Closer”. Pościelówą może bym tego nie nazwał, ale płyta wyraźnie w tym miejscu zwalnia. Z chwilowego przestoju rozbudza nas „Like We Used To” - chyba kolejny z highlightów wydanego sumptem Lilac Records materiału. Wiele albumów dzieli się na dobry, mocny początek i resztę płyty. Tutaj proporcje te są w miarę wyrównane. Mocniejsze kawałki, jak wspomniane „Doubt” i „Like We Used To”, niczym w sprzedażowej kanapce otaczają utwory nieco słabsze. Brakuje tylko zakończenia, które pozamiatałoby, pozbawiło wszelkich złudzeń i wbiło zdecydowanie do głowy, że to bardzo dobra płyta. Przez to wielu może zakończyć przygodę z Trick ze skwaszoną miną. 

Kele Okereke potwierdza modę na zanurzanie się w nurtach elektroniki przez coraz to kolejnych „gitarowych” muzyków. Jemu jednak przychodzi to chyba najzupełniej naturalnie. I przez to album Trick zasługuje na duży plus. Może nie jest to szczyt muzycznych marzeń, ani tegoroczny hit hitów. Grammy, topów Billboardu, ani Brit Awarda pewnie z tego nie będzie, ale na coraz chłodniejsze zimowe wieczory sprawdza się wzorcowo!

6.5

Miłosz Karbowski



POLECAMY LEKTURĘ:
RECENZJA: Bloc Party - Four

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.