niedziela, 14 grudnia 2014

RECENZJA: HV/Noon - HV/Noon



WYTWÓRNIA: Nowe Nagrania
WYDANE: 24 listopada 2014
KUP: Asfalt Shop (CD)

Nie da się obarczyć zbyt dużym ryzykiem stwierdzenia, że HV/Noon to jedna z najgorętszych, najbardziej oczekiwanych polskich premier tego roku. Kolaboracja Mikołaja „Noona” Bugajaka z Piotrem Kaliński ukrywającym się za pseudonimem Hatti Vatti od samego początku wzbudzała wątpliwości i kontrowersje. W którym kierunku pójdą twórcy – hip-hopu, czy konwencjonalnej elektroniki? Czy obecni będą goście? Wreszcie: czy długo oczekiwana płyta sprosta oczekiwaniom? Nie ma co ukrywać, że z tego duetu, to Noon jest lokomotywą przedsięwzięcia, przynajmniej w kontekście zainteresowania mediów i odbiorców. W środowisku muzycznym cieszy się on bowiem estymą, jaką póki co nie może się pochwalić jego współpracownik. Jako producent Noon przyłożył rękę do powstania takich klasyków polskiego rapu jak Światła Miasta Grammatika czy Muzyka Poważna nagrana we współpracy z Pezetem. Po rozpoczęciu kariery solowej wzbogacił dorobek rodzimej sceny elektronicznej kilkoma krótkimi, acz treściwymi wydawnictwami: Gry Studyjne i Pewne Sekwencje to chyba najważniejsze z nich. Warto dodać, że pomimo inspiracji zagranicą, udało się Noonowi zachować na swoich płytach pierwiastek polskości, specyficzną sygnaturę, która odróżniała jego kawałki od rzeszy zalewających wówczas rynek projektów elektronicznych lub okołohip-hopowych. Tajemnicą tego „swojskiego” charakteru twórczości Bugajaka, oprócz doboru sampli, była też specyficzna produkcja, stroniąca od brytyjskiego efekciarstwa i kładąca nacisk na atmosferę. Muzyka zachowująca regionalną tożsamość i przy okazji zwyczajnie dobra to u nas raczej rzadkość. Nic zatem dziwnego, że od dawna zapowiadanej premierze towarzyszył niepokój przetasowany z ekscytacją.

Nie będę ukrywał, że ocena HV/Noon stanowi dla mnie ciężki orzech do zgryzienia. Płyta sprawia wrażenie skrojonej na modłę zachodnią, stanowi emanację wszystkiego, co w ostatnich latach było na czasie. Sterylność i przepych – tak w wielkim skrócie scharakteryzować można jej brzmienie. Muzykom udało się nadać jej pewien urbanistyczny sznyt, który towarzyszył chociażby Untrue Buriala. Niestety, odbyło się to niejako kosztem tego stricte polskiego klimatu, o którym pisałem wcześniej. Nie znaczy to wcale, że muzyka całkowicie utraciła swój autorski charakter, przeciwnie – album sprawia wrażenie wielkiego skupiska klisz i motywów charakterystycznych dla obu artystów. Zaproszeni goście również wywołują u mnie mieszane uczucia. Eldo momentami zdaje się brać własną profesję zbyt serio. Jego oparte na egzaltacji i barokowości próby podniesienia rapowej nawijki do rangi „sztuki wysokiej” w utworze „Wilk” brzmią raczej mało przekonująco. Jotuze ze swoją garścią follow-upów wywołuje nostalgię za czasami Grammatika, jednak nie udało mu się zatuszować kilkuletniej przerwy od rapowania. Doskonale wypada za to młode pokolenie. Zarówno Małpa jak i Hades świetnie wyczuli intencje producentów i dopasowali się do niecodziennego klimatu kawałków. Potwierdzili tym samym swoją wszechstronność oraz to, że należą do ścisłej czołówki na polskiej scenie. Casualowo brzmiący wokal Misi Furtak raczej niewiele wnosi do kawałka „Nadważkość”, stanowi raczej tło do sennego podkładu. O.S.T.R. niczym nie zaskakuje, ot, zrobił co do niego należało, nagrał przyzwoite zwrotki, które jednym uchem wlatują, drugim wylatują. Instrumentalny, glitchowy „Haffner” z wolno sunącym się rytmem i dźwiękami syntezatorów nasuwa skojarzenia z Boards Of Canada. Następujący po nim „Kik” podtrzymuje atmosferę ciekawą linią basu, a potem, gdy ciekawość słuchacza została na dobre rozbudzona, płyta niespodziewanie się kończy.


Bugajak z Kalińskim podkreślali w wywiadach, że nie czują na sobie presji i nie mają zamiaru tworzyć niczego epokowego, pragną po prostu nagrać dobry album. To dobitnie pokazuje, że czasem przy tworzeniu presja jest niezbędna niczym woda na pustyni. Muzykom najwyraźniej zabrakło brawury, by nadać swojej płycie więcej dramatyzmu, bowiem kończy się ona zanim na dobre zdołała się rozkręcić. Brak tu jakichkolwiek wolt stylistycznych, muzyka snuje się w raczej jednostajnym tempie i nie jest w stanie zaskoczyć bardziej obeznanego słuchacza niczym nowym. To po prostu rzemieślniczo sprawna kalka rozmaitych nurtów muzyki elektronicznej, mogąca się podobać, nie przynosząca hańby twórcom, ale jednak nie spełniająca oczekiwań, jakie z natury rzeczy ciążą na twórcach tej klasy co Noon. 

6

Jakub Gąsiorowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.