WYTWÓRNIA: Vagrant / Flooded Soil
WYDANE: 21 października 2014
Mark Lanegan, obdarzony zjawiskowym
głosem współtwórca amerykańskiej sceny grunge i wieloletni
członek Queens Of The Stone Age, może pochwalić się bogatym
katalogiem albumów solowych, do którego właśnie dołączyła
wydana w październiku tego roku płyta zatytułowana Phantom
Radio. Ci, którzy uważnie śledzą karierę tego muzycznego
weterana wiedzą, że artystyczne wybory Lanegana bywają kapryśne,
a ścieżki jego kariery zawiłe. Dość powiedzieć, że muzyk z
własnej woli opuścił szeregi Queens Of The Stone Age w momencie,
gdy zespół przeżywał apogeum popularności, czyli w roku 2005.
Mniej więcej w tym samym czasie przestał również wydawać
płyty solowe po to, by w równie gwałtownym stylu powrócić w roku
2012 z krążkiem Blues Funeral. W międzyczasie Lanegan
udzielał się w rozmaitych projektach pobocznych na czele z The
Gutter Twins oraz zaliczył szereg występów gościnnych, ostatnio
chociażby na płycie Earth, którą również miałem okazję
recenzować. Blues Funeral w żadnym wypadku nie można
określić comebackiem motywowanym zbilansowaniem prywatnego budżetu
– oprócz redefinicji swojego artystycznego emploi w nieco żywszym
repertuarze Lanegan, co zaskakujące, biorąc pod uwagę staż
artysty, zdradza na nim ambicje muzycznych poszukiwań. Za pole do
eksperymentów posłużyła scena elektroniczna lat 80. i 90. Ta
egzotyczna mieszanka folku z syntetycznymi brzmieniami wypadła
całkiem nieźle i powrót można było zaliczyć do udanych.
Wydany dwa lata później album Phantom Radio stanowi niemal bezpośrednie przedłużenie
koncepcji zawartej na Blues Funeral. Opisując twórczość
Marka Lanegana, nie sposób nie wspomnieć o bardzo charakterystycznej
barwie głosu tego wokalisty, na której opiera się cały ciężar
jego artystycznego wizerunku. Innymi słowy, piosenki tego artysty
nie byłyby nawet w połowie tak dobre, gdyby pozbawić je tej
chropowatej, lecz niezwykle stylowej wokalnej nadbudowy.
Kompozycyjnie i konceptualnie muzyk czerpie całymi garściami ze
sceny country i folk, ale także gothic rocka, czy znanego od
podszewki grunge'u. Spoiwem łączącym te wszystkie elementy jest
niespotykana wręcz charyzma i osobowość Lanegana. Jednak Phantom
Radio słucha się gorzej od poprzedniczki, rzekłbym nawet, że
jest to najgorsza płyta z całego solowego repertuaru wokalisty.
Brakuje na niej bowiem poruszających lub chociaż zwyczajnie
interesujących piosenek.
Otwierający płytę „Harvest Home”
brzmi trochę jak oszlifowany odrzut z repertuaru Screaming Trees,
macierzystej formacji Lanegana. Żwawo krocząca perkusja, śmiałe
gitarowe riffy i mistrz ceremonii poruszający się po dobrze sobie
znanych wokalnych obszarach. Jedyną nowość stanowią tutaj
wzbogacające tło syntezatory. Następujący po nim „Judgment
Time” to krótki i minimalistyczny utwór o nieco profetycznej
atmosferze. Dość ciekawie prezentuje się też kawałek „Killing
Season”, w całości brzmiący jako oda do alternatywnej sceny
brytyjskiej wczesnych lat 90. Sekcja rytmiczna przypomina nieco
dokonania Primal Scream, zaś gitarowe efekty zdradzają inspiracje
My Bloody Valentine.
Phantom Radio to płyta monolityczna i
dość oszczędna w środkach. Dobrym tego przykładem jest „Torn
Red Heart” - niemal dreampopowa, snująca się leniwie piosenka to
praktycznie jawne nawiązanie do kapel pokroju Galaxie 500. Lanegan
próbuje dostosować się do odmiennej konwencji, przez co jego wokal
ma mniej surową, za to bardziej rozmarzoną, eteryczną barwę.
Niestety, podczas obcowania z najnowszym długograjem Amerykanina trudno pozbyć się
wrażenia monotonności. Piosenki są w większości słabo
angażujące i przelatujące niejako „obok” słuchacza. Poza
akustycznym „I Am The Wolf” i wspomnianym „Judgement Time”, nie ma tu zbyt wiele miejsca dla odejścia od sztywnych ram mariażu
dość arepetywnego rocka z anemiczną elektroniką. Co prawda nie
zawodzi produkcja, sprawnie łącząca elementy elektroniczne z
gitarowymi. Nie zawodzi również sam szef całego przedsięwzięcia,
gdyż jego modyfikacja nawyków wokalnych na bardziej subtelne wypada
przekonująco. Obawiam się jednak, że dla osób dobrze znających
twórczość i możliwości Marka Lanegana, sama jego obecność na
płycie może być niewystarczającym powodem do sięgnięcia po nią.
Tym zaś, którzy pierwszy kontakt z muzyką tego artysty mają
jeszcze przed sobą, radziłbym zacząć od takich płyt jak Whiskey
For The Holy Ghost czy Field Songs, Phantom Radio zostawiając sobie na później.
5
Jakub Gąsiorowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.