sobota, 26 lipca 2014

RECENZJA: Chad VanGaalen - Shrink Dust



WYTWÓRNIA: Sub Pop
WYDANE: 29 kwietnia 2014
KUP: SeeYouSoon.pl (CD / VINYL)

23 tysie fanów na FEJACZKU Chada, a takie rodzime elektropałerindipopowe petardy duetowe mają ponad 30k. Weź tu, człowieku, zrozum internety w Polsce. Zgroza, co nie?

Abstrakcja. Jak jednak głosi stara prawda, sezonowcy przeminą, zostaną najwytrwalsi. A Chad VanGaalen nagrywa od ponad dekady, cały czas robiąc swoje. A że robi to dobrze, to nic dziwnego, że wydaje go od ładnych kilku lat Sub Pop. I chociaż label ze Seattle ma na swoim koncie sporo muzycznych wpadek, Chad z pewnością się do nich nie zalicza. I na wcześniejszych albumach, i na Shrink Dust

Piąty studyjny długograj Kanadyjczyka to cały czas lo-fi'owy folk, w którym pierwszoplanowe role odgrywają wokal i gitara. To ładne piosenki, takie do poduszki i takie do potrzymania kogoś za rączkę. To absurdalne teksty, których nie powinno się interpretować, bo to najzwyczajniej w świecie nie ma sensu (Cut off both my hands and threw them in the sand, chociażby, w otwierajacym Shrink Dust „Cut Off My Hands”). Kompozycyjnie jest tak, jak zawsze w przypadku VanGaalena. Smutno i pochmurnie, z przerywnikami pod postacią jaśniejszych (czytaj: radośniejszych) promyków. Wszystkie te melodie już skądś znamy, dlatego Chad niczym raczej nie zaskakuje. Słychać tu chociażby delikatne klawisze (młodszym fanom kojarzące się z chociażby takim Perfume Genius), bardziej skoczne quasi-country'owe zacięcie (dla przykładu Alex Ebert) w „Weighed Sin” (może to wina tych organków?), jest też dużo pogłosu i charakterystycznego dla VanGaalena muzycznego eksperymentowania i zmiany tempa - zaczynamy powoli, z wydłużonymi partiami gitary, żeby zaraz przyspieszyć rytm i rozbujać tę folkową łajbę. Dlatego nie może dziwić brzmiące jak jakiś odrzut z sesji Mikala Cronina czy Ty Segalla „Learning on Bells”, w którym garażowy rock and roll wyrwie do pogowania każdego smutasa, a ten falset Chada jeszcze długo będzie wybrzmiewał w pamięci. O tym, że Shrink Dust to płyta bardzo różnorodna, świadczy także „Where Are You?”, napędzane halucynacyjnym wokalem i psychodeliczno-folkową perkusją oraz wibrującym gdzieś w tle, mocno wyczuwalnym muzycznym niepokojem. „Lila” przynosi ukojenie i podchodzące gdzieś pod Sonny'ego Smitha aka Sonny and the Sunsets rozlazłe od leniwego słońca melodie. I tak to właśnie wygląda podczas tych czterdziestu minut trwania Shrink Dust. Kontrastowo, ciekawie i bardzo pomysłowo. Ale czy ktoś po Chadzie spodziewał się nudów? 

7

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.