sobota, 1 marca 2014

RECENZJA: Klezmafour - W Górę



Wytwórnia: Karrot Kommando
Wydane: 25 stycznia 2014

Muzyka klezmerska zawsze charakteryzowała się dla mnie pewnego rodzaju tajemniczością. Może to ze względu na tak odległy klimat od naszego, a może po prostu dlatego, że jest oparta na zupełnie innej, bardziej arabskiej skali dźwięków.

Klezmafour to grupa muzyków pochodzących z Białegostoku, Lublina i Warszawy.  W górę to ich drugi album. Od ich debiutu, płyty zatytułowanej 5th Element, minęły już trzy lata. Swoją inspirację czerpią nie tylko z muzyki żydowskiej, ale i bałkańskiej, zahaczając o elektronikę, dub oraz rock. Klezmafour to muzyka klezmerska na miarę dwudziestego pierwszego wieku. To tak jakby zmieszać teraźniejszość z przeszłością.

Album otwiera utwór "Dance", niby typowy, w klimacie żydowskiego folku, a jednak pląsający bass zdradza, że jeszcze dużo może się tu wydarzyć. Podobnie dzieje się w tytułowym "W górę". Tekst, który w zasadzie jest przedstawieniem się zespołu. Jednak nadal wiele się tu jeszcze nie zadziało. Czekam na coś, co powali mnie na łopatki.
Kolejny - "Evet Evet" - nadal nie zaspokoił moich potrzeb. Jest odrobinę inaczej, jednak strasznie przypomina mi Panjabi MC (pamiętacie ten dziwny muzyczny eksperyment brytyjsko-indyjski?), na plus ciekawie wstawiony takt z motywu przewodniego "Gwiezdnych Wojen". Idziemy zatem dalej.
I tu pierwsze zaskoczenie - "The Temple" to magia żydowskich instrumentów, podbita spokojnym, połamanym, dubstepowym beatem, najbardziej słyszalnym na początku, jednak po chwili ustępującym miejsce muzyce, która tu gra pierwsze skrzypce. To naprawdę piękny utwór instrumentalny. Zamykam oczy, poddaję się klimatowi i na chwilę odpływam. Mimo że Klezmafour leży na zupełnej półce, nie wiem czemu przypomina mi się kawałek Orbitala "Halcyon". Może dlatego, że wywołuje ten sam efekt odprężenia, z tym że "The Temple" bardziej wschodni.
"Yatra" to z kolei bardzo dynamiczny kawałek, serwujący słuchaczowi małe przebudzenie po refleksyjnym poprzedniku. Zbudowany znów na klezmerskiej bazie, przyspieszonej połamanym rytmem i odrobiną elektronicznego brzmienia w tle. Na albumie znajdziemy tez utwór zahaczający o bardziej dubowe brzmienia - "Balkan Dub".
W "Jew Jitsu" Klezmafour nie tylko bawi się grą słowną, ale i puszcza oko do słuchacza, mieszając akordeonowe klezmerskie klimaty z beatem w stylu najbardziej kiczowatej odmiany muzyki klubowej, coś jak żydowski "Gangnam Style". Ale nie odczytuje tego na minus, gdyż muzyka klezmerska to muzyka wesoła, powinna kojarzyć się z dobrą zabawą. Dlatego też potraktujmy ten utwór jako muzyczny żart.
"UTA" to z kolei mix bałkanów z jazzowym bassem. Gdzieś tam w tle przebijają się skrzypcowe ornamenty. Powoli moja ciekawość zostaje zaspokojona. Jest nietuzinkowo i już wiem, że ta płyta była dla mnie miłą niespodzianką.

Zawsze bardzo intryguje mnie nieoczywiście brzmiąca muzyka, nie dająca się jednoznacznie sklasyfikować, dlatego też nie mogłam obojętnie przejść obok tego albumu. Piękne aranżacje muzyczne nadają mu tajemnicze brzmienie. Jest raz refleksyjnie, a raz energicznie. "W górę" może być pomysłem na zamknięcie karnawału, w zupełnie innej niż dotychczas stylistyce.

7


Agnieszka Strzemieczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.