Wytwórnia: Karrot Kommando
Wydane: 25 stycznia 2014
Muzyka klezmerska zawsze charakteryzowała się dla mnie
pewnego rodzaju tajemniczością. Może to ze względu na tak odległy klimat od
naszego, a może po prostu dlatego, że jest oparta na zupełnie innej, bardziej
arabskiej skali dźwięków.
Klezmafour to grupa muzyków pochodzących z Białegostoku,
Lublina i Warszawy. W górę to ich drugi album. Od ich debiutu, płyty zatytułowanej 5th Element, minęły już trzy lata. Swoją
inspirację czerpią nie tylko z muzyki żydowskiej, ale i bałkańskiej, zahaczając
o elektronikę, dub oraz rock. Klezmafour to muzyka klezmerska na miarę
dwudziestego pierwszego wieku. To tak jakby zmieszać teraźniejszość z
przeszłością.
Album otwiera utwór "Dance", niby typowy, w
klimacie żydowskiego folku, a jednak pląsający bass zdradza, że jeszcze dużo
może się tu wydarzyć. Podobnie dzieje się w tytułowym "W górę".
Tekst, który w zasadzie jest przedstawieniem się zespołu. Jednak nadal wiele
się tu jeszcze nie zadziało. Czekam na coś, co powali mnie na łopatki.
Kolejny - "Evet Evet" - nadal nie zaspokoił moich
potrzeb. Jest odrobinę inaczej, jednak strasznie przypomina mi Panjabi MC
(pamiętacie ten dziwny muzyczny eksperyment brytyjsko-indyjski?), na plus
ciekawie wstawiony takt z motywu przewodniego "Gwiezdnych Wojen".
Idziemy zatem dalej.
I tu pierwsze zaskoczenie - "The Temple" to magia
żydowskich instrumentów, podbita spokojnym, połamanym, dubstepowym beatem,
najbardziej słyszalnym na początku, jednak po chwili ustępującym miejsce
muzyce, która tu gra pierwsze skrzypce. To naprawdę piękny utwór instrumentalny.
Zamykam oczy, poddaję się klimatowi i na chwilę odpływam. Mimo że Klezmafour
leży na zupełnej półce, nie wiem czemu przypomina mi się kawałek Orbitala
"Halcyon". Może dlatego, że wywołuje ten sam efekt odprężenia, z tym
że "The Temple" bardziej wschodni.
"Yatra" to z kolei bardzo dynamiczny kawałek,
serwujący słuchaczowi małe przebudzenie po refleksyjnym poprzedniku. Zbudowany
znów na klezmerskiej bazie, przyspieszonej połamanym rytmem i odrobiną
elektronicznego brzmienia w tle. Na albumie znajdziemy tez utwór zahaczający o
bardziej dubowe brzmienia - "Balkan Dub".
W "Jew Jitsu" Klezmafour nie tylko bawi się grą
słowną, ale i puszcza oko do słuchacza, mieszając akordeonowe klezmerskie
klimaty z beatem w stylu najbardziej kiczowatej odmiany muzyki klubowej, coś
jak żydowski "Gangnam Style". Ale nie odczytuje tego na minus, gdyż
muzyka klezmerska to muzyka wesoła, powinna kojarzyć się z dobrą zabawą.
Dlatego też potraktujmy ten utwór jako muzyczny żart.
"UTA" to z kolei mix bałkanów z jazzowym bassem.
Gdzieś tam w tle przebijają się skrzypcowe ornamenty. Powoli moja ciekawość
zostaje zaspokojona. Jest nietuzinkowo i już wiem, że ta płyta była dla mnie
miłą niespodzianką.
Zawsze bardzo intryguje mnie nieoczywiście brzmiąca muzyka,
nie dająca się jednoznacznie sklasyfikować, dlatego też nie mogłam obojętnie
przejść obok tego albumu. Piękne aranżacje muzyczne nadają mu tajemnicze
brzmienie. Jest raz refleksyjnie, a raz energicznie. "W górę" może
być pomysłem na zamknięcie karnawału, w zupełnie innej niż dotychczas
stylistyce.
7
Agnieszka Strzemieczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.