sobota, 28 grudnia 2013

Recenzja: Black Mynah - Monster Stories



WYTWÓRNIA: 
Music Is The Weapon
WYDANE: 28 listopada 2013

Joanna Kucharska. Kiev Office. Joanna Kucharska. Marla Cinger. Joanna Kucharska. 1926. Joanna Kucharska. Black Mynah. Black Mynah, tak.

Kucharską Joannę słyszeliśmy już we wspomnianych wyżej projektach i zawsze w każdym z zespołów można było powiedzieć: Jest OK. Bo albo Asia była przyćmiewana przez Michała Miegonia (Kievy), albo Bartosza Borowskiego (1926). Tym razem czas na jej własny-własny etap ukazujący się pod nazwą Black Mynah. Odsłonę inną od tych wcześniejszych bandów. I muszę przyznać, że bardzo ciekawą.

Osiem piosenek, takich potworkowych historii, jak w czynnikach pierwszych opowiedziała główna zainteresowana. Osiem historii o różnych odmianach zła, jakie siedzą w ludziach. Kucharska w ciekawy sposób opisała tematykę, dlatego z miejsca zachęcam do lektury.

Z lektury zaś informacji o wydawnictwie można się dowiedzieć, że jedną z inspiracji Black Mynah była twórczość Chelsea Wolfe. I tutaj mi się te wiadomości gryzą z zawartością Monster Stories. Bo jeśli już porównywać z Amerykanką, to wypadałoby kawałki z debiutanckiego albumu najnowszego nabytku Music is the Weapon zestawić z jednym czy dwoma utworami z Unknown Rooms, bo najnowsze Pain is Beauty bylo wydawnictwem co najwyżej przeciętnym. Ze starą dobrą Chelsea Wolfe Monster Stories nie mają za wiele wspólnego. Czy to źle? Nie, to po prostu inna stylistyka.

Ja bym tu widział punkty styczne z tym, co robią Esben and the Witch. Trochę mrocznego, ale wypełnionego popem darkwave'u, głównie ciemniejsza odmiana po prostu indie czy też popularnie i zbytnio eksploatowanego gatunku, jakim jest post-punk. Sporo bluesrockowych zapędów, ale głównie po prostu niezalowa forma popu. Co do drugiej inspiracji, czyli Katie Kim, spokojnie można się zgodzić. Na Monster Stories czuć ten melancholijny i dość sentymentalny powiew wyspiarskiego grania. "We started from the end" nie pokazuje jeszcze całego uroku płyty (głównie ze względu na mocne gitary przyćmiewające wokal), ale następne indeksy udowadniają, że Kucharska w wersji solo, a w szczególności pod odsłoną Black Mynah wypada lepiej niż w innych projektach, z Marla Cinger na czele. "Secrets" kojarzyć się może z 2:54 i również do tego zespołu sióstr Thurlow można porównywać te żywsze kawałki z Monster Stories (poniekąd "Wolves" i wspomniane wcześniej "We started..." oraz "Secrets"). Co ciekawe, a o czym nikt nie wspogo minał, nastrojowo utwór numer jeden z albumu nastrojowo leży bardzo blisko tego, co robi ostatnio Rykarda Parasol i również w tej odsłonie folko-gotho-indie rocka szukałbym skojarzeń z Black Mynah. Nie przemawia do mnie natomiast instrumentalna część "Walking towards the gun p.1". Dwójka, ta z już dodanym wokalem - i tu słusznie zauważyło WAFP w swojej recenzji - nawiązuje do spuścizny 4AD. Są te rzężące w tle gitary, szumy, swoista aura niepokoju i rozmarzenia jednocześnie, charakterystyczna tak przecież dla brytyjskiej oficyny, przynajmniej w przeszłości.

Największym jednak pozytywem Monster Stories są te smutne-powolne ballady. "Audrey", które w czynnikach Kucharska określiła jako piosenka o erotycznej fascynacji, faktycznie jawi się jako taka kompozycja, która sprawdziłaby się w filmach (nie tych erotycznych, ale dla sentymentalnej młodzieży) w scenach intymnych czy też kontemplacyjnych. Ładna linia melodyczna nadaje utworowi uroku i łagodnego wydźwięku, a spokojny bit niemal usypia. "Monster Stories" jest najbardziej popową rzeczą, jaką stworzyła Black Mynah. Że powinna lecieć w rozgłośniach radiowych, to jedna sprawa, a że nie leci - wiadomo. To również piosenka o bardzo filmowym-komercyjnym-potencjale, której słucha się niesamowicie przyjemnie. Kiedyś istniał, a wikipedia mówi, że nadal istnieje, ale po sprawdzeniu tego, co Eisley zrobili po wydaniu debiutu w 2005 (Room Noises polecam, to ostatnia i przy okazji pierwsza rzecz, której słuchanie nie przynosi ujmy na honorze) warto uznać, że jednak istniał. No więc kiedyś istniał taki zespół z Teksasu jak Eisley i właśnie utwór tytułowy z Monster Stories może się też kojarzyć z niektórymi nagraniami z Room Noises. Takie popowe, ale przepełnione melancholią granie. Miłe granie. Zamykający całość "Snow Song", jedyny stricte akustyczny utwór na debiutanckim albumie i jednocześnie najkrótszy, zapewne w warunkach śnieżnych na dworze sprawdzałby się idealnie. Jako że jednak śniegu nie ma, trzeba zadowalać się tytułem. To również ładna kompozycja, taka ciepła, mimo skrojonego instrumentarium. A z powodu trwania zaledwie minutę, na usta ciśnie się określenie "skit". Niemniej udany skit.

Trochę wstyd, że za Monster Stories zabrałem się z taką obsuwą, zresztą mając w pamięci bardzo ładne "Audrey" jako jeden z utworów promujących album Black Mynah. Cóż, mądry Piotrek po szkodzie, ale nic to. Lepiej późno niż wcale, bo ta płyta to pozycja, której warto się przysłuchać trochę dłużej. 

7

Piotr Strzemieczny

Zobacz także:
Czynniki pierwsze: Black Mynah - Monster Stories, Music is the Weapon 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.