niedziela, 28 lipca 2013

Recenzja: Editors - "The Weight of Your Love" (2013, PIAS / Mystic)

Krótko mówiąc - kaszanka.













Editors nigdy nie był zespołem nagrywającym wyśmienite płyty. Mam nawet wrażenie, że nigdy nawet nie próbowali nagrać czegoś więcej niż przebój radiowy. W istocie, pierwsza płyta, The Back Room, zapisała się w mojej pamięci dobrze ze względu na przyjemne single (albo nawet genialne, jak "Munich"). W momencie, gdy wydawali pierwszą płytę "inspirowanie się" post-punkiem było już ograne wielokrotnie i dzisiaj ten album jest reliktem minionej epoki (dzięki Bogu). Dlatego też zespół przeszedł od stylistyki Joy Division do plagiatowania New Order. Skutkiem tego był świetny singiel "Papillon" i chyba najlepsza płyta zespołu, In This Light and on This Evening. Niestety, po  nagraniu tego albumu z zespołu odszedł Chris Urbanowicz, gitarzysta i, jak się zaraz przekonamy, najbardziej kreatywny umysł w zespole.

Czwarta płyta, The Weight of Your Love, to drastyczny spadek jakości w muzyce zepołu. Tak jak poprzednie albumy były spójne, głównie dzięki dobrym singlom, ten leży kompletnie nie tylko przez kiepski utwór radiowy, ale przede wszystkim z powodu jeszcze bardziej rozwodnionej stylistyki. Tym razem bowiem Editors zdecydowali się skopiować przepis na utwór od U2, zespołu mimo wszystko innej kategorii niż Joy Division. Mniej, chciałoby się powiedzieć, kultowej.

Album zaczyna się utworem "The Weight". Niepotrzebne intro, okropna melodia i brak w ogóle jakiegokolwiek pomysłu na kawałek odrzuca słuchacza od albumu już w pierwszej minucie. Fatalne decyzje muzyczne bolą mnie wręcz fizycznie. Śpiew jest także okropny. "Sugar" to odrzut z Achtung Baby. Oczywiście, gorzej zaśpiewany, bo Tom Smith, choć świetnie naśladuje Iana Curtisa, fatalnie udaje Bono. Refren, a w nim linijka "It breaks my heart to love you" i następujące po refrenie przejście to ciąg złych muzycznych decyzji, który sprawia, że kawałek nadaje się tylko do ominięcia. Przebój, który z pewnością usłyszeliście w Trójce, "A Ton of Love" to kolejny plagiat U2. Edge i spółka nagrali nawet kawałek obudowany wokół słowa "desire". Trzeba przyznać, mimo że nie jest to utwór, którego posłuchałbym po raz kolejny, to jednak jest on przynajmniej sensownie skomponowany, ma motyw, który da się zapamiętać (mimo że ukradziony). Potem jest jednak gorzej. Falset na "What is this thing called love" jest po prostu okropny. Kolejne dwie piosenki, "Honesty" i "Nothing" to nawet nie są zapychacze. To po prostu okropne utwory wsadzone tam, byle by były. Byle można było sprzedać album. Całe szczęście, pojawia się kawałek "Formaldehyde", który, może poprzez kontrast, jest faktycznie bardzo dobry. Nie ma przestojów, nie jest źle zaśpiewany, ma miłe dla ucha chórki i chwytliwą melodię. Brzmi też chyba najbardziej post-punkowo ze wszystkich na tej płycie. Podejrzewam, że to w nim zespół oddał siebie najpełniej. "Two Hearted Spider" jest ostatnią piosenką, która ma ręce i nogi. Pozostałe trzy, do których wydawca dorzucił jeszcze wersję akustyczną "Nothing", kompletnie niepotrzebną, pozwolę sobie dodać.

The Weight of Your Love to oczywista próba wybicia się Editorsów na gwiazdę dużego kalibru. Taką, która może grać na głównej scenie festiwalu o północy, a nie o dwudziestej. Zmiana stylistyki na (jeszcze!) mniej agresywną, wygładzenie instrumentów za pomocą studyjnej żonglerki czynią z tego albumu rzecz kompletnie nieprzyswajalną dla kogoś, kto słucha więcej niż radia. Ciężko jest mi stwierdzić nawet, jaki gatunek gra teraz zespół. Myślę, że styl jest na tyle niedookreślony, że płyta wpada w kategorię 'rock alternatywny' na półce w Saturnie. I tam powinna zostać, a czytelnik nie powinien jej podnosić. Nawet za 20 zł. Właśnie niezgoda co do kierunku artystycznego zespołu spowodowała, że Chris Urbanowicz odszedł z zespołu. Tutaj będę tylko spekulował, ale wydaje mi się, że właśnie ten skok na popularność spowodował jego odejście. Editors nigdy nie było wybitnym zespołem, ale zwykle ich hity miały coś w sobie. Niestety, na tej płycie nie ma ani przeboju, ani znośnych wypełniaczy. Krótko mówiąc, kaszanka.

2


Jędrzej Siarkowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.