Słuchanie więcej niż dwa razy dziennie grozi chroniczną depresją.
Niewiele jest w Polsce kapel
równie mocno, jak Wieże Fabryk wiernych swojej stylistyce, olewających wszystko
to, co się dzieje we współczesnej muzyce. Jeśli przekładałoby się to w równym
stopniu na kultowość, co na ilość fanów, panowie graliby dla pełnych stadionów.
Niestety, nic takiego nie ma miejsca. Ale to już raczej strata stadionów.
Co słyszymy? Najbardziej coldwave'owy coldwave w Polsce. Wyrastających gdzieś
na skrzyżowaniu Siekiery z okresu Nowej
Aleksandrii (pod warunkiem, że oczyścimy ją z syntezatorów) i bardziej
post-punkowych numerów Killing Joke. Całkiem blisko lirykom Wież Fabryk do tego,
co wypisywał za czasów świetności Tomasz Adamski. Cel i światło jest jak bezlitosna przechadzka po najbliższej
okolicy, która z każdym krokiem staje się coraz bardziej zdehumanizowana. Z
„powietrzem czarnym jak smoła” („Huk”), z przedmiotami kupionymi za godziny
ogłupiającej pracy zamieniającymi się w graciarnię. Z zapowiedziami
emancypacji, nieważne już czy przez przemoc („Nie pytaj”), czy zaprowadzenie
porządku („Kłęby dymu”), które zawsze kończy się wszechobecną kontrolą („Psy”)
albo otępieniem przez używki („Papieros”).
Cel i światło jest płytą wtórną.
Mechanicznie brzmiące bębny, gitary na chorusie i reverbie, prymitywnie punkowy
bas, teatralny, gdzieniegdzie pokrzykujący wokal. Słyszeliśmy to od przełomu
lat 70' i 80' setki razy. Jednocześnie jest to album bardzo, bardzo świadomie
zrealizowany, wyjątkowo sugestywny. Taki, który podczas krótkiej (bo trwającej niespełna
30 minut) nihilistycznej wędrówki jest w stanie odebrać wiarę w podmiotowość
kogokolwiek. Ta płyta ocieka podskórną frustracją. Jeśli po akcji Trójki i
Gazety Wyborczej „Orzeł może” myślicie, że mamy tu perspektywy, to kupcie sobie
Cel i Światło. „Cel i Światło”, czyli
brak perspektyw o każdej porze dnia i nocy. Słuchanie więcej niż dwa razy
dziennie grozi chroniczną depresją.
8
Mateusz Romanoski
granda
OdpowiedzUsuńCel i światło jest płytą wtórną. Słyszeliśmy to od przełomu lat 70' i 80' setki razy. <--- Nazwa wydawcy "Oficyna Biedota" zobowiązuje. Dodałbym jeszcze: ewidentnie plastikowe brzmienie instrumentów nie mające nic wspólnego z żywą muzyką tych lat oraz bezsensowne teksty do których dorabianie ideologii jest jak doszukiwanie się głębi w przeboju zespołu Weekend. Aranże sklejone na kolanie, polane toną ewidentnie nietrafionych brzmień. Płytę można polecić tylko ludziom którzy łykają absolutnie każdą "mroczną" muzykę. W stosunku do demówki z przed 10 lat jest regres. Doinwestować w studio, zabawki do grania i nauczyć się pisać ciekawe kompozycje+teksty :). Ave!
OdpowiedzUsuńNie było mi dane przesłuchać całej płyty, ze względów finansowych, naturalnie. Ale zgadzam się z recenzją na podstawie tego, co było mi dane przesłuchać z darmowych sampli. Trudno mi za to się zgodzić z anonimowym przedmówcą, oprócz jednego - jeszcze w Aurorze był inny, jednak też świetny klimat i sam w sumie nie wiem które Wieże Fabryk wolę.
OdpowiedzUsuńIdeologię na razie dorabiają ludzie, a nie muzycy
OdpowiedzUsuń