poniedziałek, 24 grudnia 2012

Wywiad: "Koncerty w tygodniu są tańsze" || Tomasz Fiłonik/ Post-Rock PL ||


Z Tomaszem Fiłonikiem, założycielem agencji koncertowej Post-Rock PL (nie mylić ze stroną internetową o takiej nazwie) rozmawialiśmy o organizacji koncertów i warszawskiej frekwencji. 








Rozkręcacie najlepsze koncerty post-rockowe. Ta praca jest chyba przyjemna?


Organizowanie koncertów daje dużo satysfakcji. Razem z osobami, z którymi organizujemy koncerty, jesteśmy wielkimi fanami tego gatunku. Sprowadzając do Polski różne kapele również sobie sprawiamy „prezenty” w postaci występów ulubionych zespołów. Przy takim układzie przyjemnie się to wszystko planuje. 

Jednak radość z robienia czegoś dla innych nie może przysłonić tego, co w życiu jednak jest ważne: zarobków. Czy prowadzenie agencji bookingowej jest w ogóle opłacalne?
Angażując się w tę branżę wiedzieliśmy, że nie jest łatwo na tym zarabiać. Grupa osób, z którą organizuję koncerty, nie myśli o tym, żeby z tego żyć. Dla każdego jest to dodatkowe zajęcie, które ewentualnie może przynieść korzyści. Naszym pierwszym celem było to, żeby na organizacji naszych koncertów, żeby do tego nie dokładać. Każdy zarobek jest gratyfikacją za poświęcony czas na organizację.
Niemal wszystkim zajmujemy się sami, a żeby profesjonalnie wszystko przygotować, trzeba poświęcić pewną, czasami sporą ilość czasu. Przy okazji dobrze być biegłym w różnych dziedzinach, jeżeli nie chce się dokładać wydatków, a jedynie poświęcać na to swój czas, jak np. w grafice, bo akurat my sami projektujemy plakaty, ulotki itd. Zdecydowaliśmy się na taką formę działania, bo zdajemy sobie sprawę, że utrzymywać się z organizowania koncertów byłoby bardzo ciężko, bez np. kapitału początkowego i  doświadczenia.

Jak oceniasz polski rynek muzyczny?

 Nie śledzę może tak uważnie sytuacji na polskim rynku muzycznym. Są ciekawe, młode zespoły, ale też nie jest to dla nich podstawowe źródło utrzymania. Są jednak programy telewizyjne jak „Must be the music” czy „X Factor”, w których alternatywne zespoły dostają szansę wypromowania się i wykorzystują to. Spora liczba osób z grona „masowego odbiorcy” usłyszała o grupach, których wcześniej nie znała. Można się spierać czy muzyka, którą te wybrane zespoły prezentują, stoi na wysokim poziomie, ale wcześniej zespoły nie miały takiej okazji, żeby przebić się do telewizji w najlepszych godzinach oglądalności.

 Zajmujecie się koncertami tylko w Warszawie? I jak wygląda sprawa z frekwencją?


Tak, póki co działamy tylko w Warszawie, choć niewykluczone, że będziemy także współpracować przy organizacji w innych miastach. Co do frekwencji, to trzeba przyznać, że choć to stolica, to jednak czasami różnie bywa. Na razie największą publikę udało się zabrać na koncertach If These Trees Could Talk i  Rosetty. Staramy się także sprowadzać nieco mniej znane zespoły i promować je w Polsce.

A czy nie sądzisz, że ludzi, szczególnie młodych, bo to jest obecnie target muzyki alternatywnej, odstraszają ceny koncertów?

Jeżeli chodzi o koncerty, które my organizujemy, to staramy się, żeby ceny wejściówek były jak najbardziej przystępne. Choć i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie uważał że są zbyt wysokie. Trzeba jednak pamiętać, że zespoły muszą otrzymać swoją stawkę, do tego są różne koszty, jak np. wynajęcie klubu. Ziarnko do ziarnka i zbiera się suma, którą trzeba opłacić.
Część młodych ludzi nie ma sporych dochodów, co sprawia, że muszą dokonywać wyborów i nie mogą sobie pozwolić na pójście na wszystkie koncerty, o których  myśleli. Gdy wiele się dzieje to i pewnie też niektórym brakuje na to wszystko nie tylko funduszy, ale także czasu i możliwości pójścia.
Jest jeszcze kwestia późnego zakończenia imprez. Dla części osób, które pracują i uczą się z pewnością koncert do późnych godzin w tygodniu jest problemem. Z kolei dla organizatora taniej jest wynająć klub w tygodniu niż w weekend... 

A może wina leży właśnie w młodym wieku i niewykształceniu tej więzi na linii artysta-fan, a co za tym idzie – ludziom szkoda wydać nawet te piętnaście złotych na koncert?

Być może w dobie Internetu, kiedy można nielegalnie ściągnąć płytę, ludzie nie odczuwają, że w to, żeby powstała płyta, została włożona praca, za którą artyście należy się gratyfikacja. Może powstaje wrażenie, że muzyka jest „darmowa” i wtedy dla niektórych cena biletu na koncert jest za wysoka.
Myślę, że to może być jeden z czynników i jest to powiązane właśnie z faktem dostępności muzyki z nielegalnych źródeł. Inna kwestia – koncerty juwenaliowe lub inne darmowe imprezy, które też obniżają chęć płacenia za występy.
Wydaje mi się też, że część osób - w różnym wieku - zadowala jedynie słuchanie muzyki, a koncerty nie są dla nich tak istotne. Przeszkadza im hałas, niechętnie udają się w miejsca gromadzące tłumy, mieli doświadczenia, że koncert rozpoczął się z dużym opóźnieniem, co przy „mniejszych” koncertach niestety się zdarza. Dlatego rzadziej decydują się albo nie decydują się na oglądanie występów na żywo.

A widzisz szansę na poprawę sytuacji?

Kluczowy dla poprawy sytuacji na rynku koncertów byłby wzrost płac, który sprawiłby, że wydatki na bilety na koncerty byłyby mniejszym obciążające dla widzów. Wtedy organizatorzy prosperowaliby lepiej i mogli działać z jeszcze większym rozmachem. O szybkie zmiany w tej kwestii nie będzie łatwo, a podobno w przyszłym roku skutki kryzysu mają być jeszcze mocniej odczuwalne... Ale patrząc na ostatnie lata, to cieszyć może jednak, że w Polsce w ostatnich latach jest sporo ciekawych koncertów.

Rozmawiał Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.