niedziela, 16 grudnia 2012

Wywiad: "Koncerty? Never say never" || CNC ||


Z CNC, czyli Borysem, Michałem i Piotrem, rozmawialiśmy o nowej płycie, formie sprzedaży, koncertowaniu i minionym roku muzycznym. Zapraszamy do lektury







Pierwsze pytanie będzie dotyczyło składu – jak doszło i jak przebiegała współpraca z Michałem i czy został on stałym członkiem CNC?


Michał Stambulski: Fanem twórczości Borysa i Piotrka byłem w zasadzie chyba jeszcze przed powstaniem Microexpressions. Z drugiej strony wiem, że Borys znał Micro i parę razy wypowiadał się bardzo pochlebnie o tym, co robimy. Zawsze miałem wrażenie, że reprezentujemy tę samą szkołę, jeżeli chodzi o specyficzne podejście do kompozycji i harmonii. W zeszłym roku mieszkałem w Belfaście, ale nawiązaliśmy kontakt mailowy, i w którymś momencie padła propozycja mojego gościnnego udziału przy nowym materiale CNC. Wiosną udało mi się wpaść na kilka dni do Poznania i wziąć udział w nagraniach.

Piotr Maciejewski: Michał odwiedził nas na dwa dni w trakcie sesji nagraniowej na zaproszenie Borysa, z którym wcześniej pozostawał w kontakcie elektronicznym. Staraliśmy się wycisnąć z tej wizyty jak najwięcej, dzięki czemu ostatecznie zaznaczył swoją obecność w każdym utworze. Trudno natomiast mówić o jakimkolwiek "stałym członkostwie", bowiem cały projekt jest tak bardzo efemeryczny, że pojęcie stałości generalnie niezbyt do niego pasuje.

Powróciliście po trzech latach z drugim już minialbumem. Czemu nie z longplay'em?

Piotr:
Po pierwsze, od zawsze darzymy ten format nieco staroświecką sympatią. Po drugie, zwyczajnie nie powstało w tym czasie więcej materiału. Po trzecie, ze względów logistycznych udało nam się na tę sesję wygospodarować zaledwie tydzień, zatem i tak nagraliśmy relatywnie dużo.

Zdecydowaliście się na sprzedaż płyt wyłącznie przez Internet. Dlaczego?

Piotr: Żaden label w kraju nie jest obecnie zainteresowany wypuszczaniem epki niszowego wykonawcy. A w ciągu trzech lat od naszego pierwszego wydawnictwa sytuacja na rynku zmieniła się na tyle, że tym razem mielibyśmy duży problem również ze znalezieniem dystrybutora, który "wstawiłby" ją do sklepów. Całe przedsięwzięcie jest z założenia tak mikroskalowe i niedochodowe, że jedyna możliwość to przeprowadzić je samemu i nie udawać, że jest czymś więcej, niż jest. Zakładamy przy tym, że w takich przypadkach zawsze "kto ma kupić, ten kupi", niezależnie od procedury handlowej. Co więcej, jest to być może ostatnia rzecz, jaką wydaliśmy na CD - takie po prostu nastały czasy i nie ma sensu nad tym płakać.

O czym jest False Awakening? Jest jakiś jeden klucz, czy każdy może stworzyć sobie własny?

Borys Dejnarowicz:
Słowa są też dźwiękami i o tym się często zapomina. Przecież one nie muszą mieć znaczeń definiowanych przez słownik – ważne, że odpowiednio szeleszczą, syczą, rezonują. A co do tak zwanego "przekazu", to jestem za tym, żeby każdy odbierał wszystko tak, jak sam czuje i nie sugerował się niczyimi sugestiami... Dla mnie ten materiał przesycony jest paraliżującym strachem, jest eskapistyczny i pogrążony w niezdrowym śnie pod wpływem chemicznych specyfików – poruszałem już te wątki w "Czynnikach pierwszych". Ale jeśli dla kogoś nowe CNC emanuje optymizmem, radością i na przykład seksualną energią – to nic mi do tego. Przyjemności życzę.

Wydaje się, że False Awakening jest bardziej eklektycznym wydawnictwem od No Mood. Potrafilibyście wskazać wykonawców, którzy mieli na was największy wpływ podczas tworzenia kompozycji? A może jakieś inspiracje pozamuzyczne?

Piotr:
Niewątpliwie Borys przyjechał na sesję z mniej lub bardziej klarowną wizją każdego numeru, którą nakreślał mi czasem na przykładzie konkretnych nagrań. Zasadniczo jednak jak ognia staram się unikać dosłownego i czytelnego naśladowania czegokolwiek, dlatego ostateczny efekt wynika bardziej z decyzji intuicyjno-spontanicznych, podejmowanych na bieżąco w podczas produkcji.

Borys:
Oczywiście łatwiej jest pokazać producentowi sound na jakimś przykładzie, niż opisywać go kwiecistymi metaforami. Ale ja na obecnym etapie nie czuję się już bezpośrednio zainspirowany przez jakiś band czy zjawisko muzyczne. Raczej budzą się we mnie rzeczy, które wchłaniałem całe życie i nagle niespodziewanie wyskakują zza rogu kiedy coś układam, coś aranżuję.
                                                                                                           
Shoegaze i dream-pop przeżywały swoje apogeum w latach 90-tych, tymczasem Wy, jakby nie patrzeć, nadal eksplorujecie te stylistyki. To dlatego, że wciąż można powiedzieć coś nowego, czy może jesteście fanami tego nurtu, a może są jeszcze inne powody?

Piotr:
Fanami nurtu jesteśmy z pewnością, ale nie doszukujemy się w nim raczej cech żywego trendu, ani obszaru potencjalnych zaskakujących odkryć. Traktujemy to chyba po części z pewną nostalgią, a po części z uciechą wynikającą z zabawy konwencją, która stanowi akurat część wspólną naszych estetycznych preferencji.

Borys:
Ja w ogóle nie wiem, co eksploruję. Z wiekiem coraz chętniej patrzę na muzykę pod kątem walorów kompozycyjnych, a coraz sceptyczniej podchodzę do szufladkowania jej na podstawie kryterium brzmienia/instrumentacji. Owszem, technicznie ujmując False... to jest dream-pop, ale jakby tak uczciwie porównać ten nasz dream-pop z głośnymi dream-popowymi albumami mijającego roku, to wyszłoby, że my gramy chyba bardziej jakiś sophisti-dream-pop – ze względu na to, jak podchodzimy do sfer harmonii i rytmu. Ja tam robię swoje rzeczy – z tego co zasłyszałem, są one nawet charakterystyczne, rozpoznawalne, typowe dla mnie. Więc nie przejmuję się etykietkami i dalej drążę swoje obsesje muzyczne. Mówię w tej chwili za siebie, ale zakładam, że Piotr i Michał mają w miarę podobnie.
                                                       
Od wypuszczenia False Awakening minął już ponad miesiąc, zatem co dalej z CNC? Projekt zostanie zahibernowany, czy może macie inne plany?

Piotr:
Najprawdopodobniej rzeczywiście zahibernujemy go co najmniej do czasu zebrania kolejnej porcji piosenek, które uznamy za warte wspólnego zarejestrowania pod tym szyldem.

Borys:
A ja wam mówię, że CNC opublikuje jeszcze dziełko metalowe. Black, doom, sludge, cokolwiek, ale to wisi w powietrzu. Z tym, że nie mam pojęcia kiedy.

A jeśli chodzi o koncerty – dalibyście się namówić na występ na żywo, czy CNC to projekt wyłącznie studyjny?

Piotr:
Studyjny jest on przede wszystkim nie dlatego, że niemożliwy do odegrania na żywo (choć to na pewno nie byłoby szczególnie proste), ale dlatego, że nigdy nie graliśmy nawet jednocześnie w jednym pomieszczeniu. Skłonienie nas do skompletowania koncertowego składu, przeprowadzenia prób i opracowania materiału w satysfakcjonujący nas sposób wymagałoby więc naprawdę wysoce lukratywnej propozycji.

Borys:
Jest taka maksyma "never say never", ale ja chciałbym też bronić prawa projektów studyjnych do istnienia, działania i samostanowienia. Mam wrażenie, że obecnie jak zespół nie koncertuje non stop, to traktuje się go troszkę po macoszemu – a to nie fair. Są różne projekty, nie każdy trzeba od razu "sprawdzać na żywo" (nie cierpię tej frazy). "Got live, don't want it" – w sumie niezły tytuł dla następnego wydawnictwa CNC.

Oprócz CNC każdy z Was jest zaangażowany w inne projekty. Czego w najbliższym czasie możemy się spodziewać z Waszej strony, jeśli chodzi o Drivealone, Microexpressions i Newest Zealand?

Piotr:
Drivealone to sytuacja "wiecznie otwarta", której zapewne nigdy oficjalnie nie "odwołam", ale jej otwartość polega również na całkowitym braku ciśnień i zobowiązań. Obecnie projekt czeka na taki moment, w którym nie tylko będę mógł poświęcić mu odpowiednią ilość czasu, o co ostatnio niełatwo, bo pochłonęły mnie obowiązki "kompozytora teatralnego", ale także będę przekonany co do tego, jaką muzykę chciałbym nagrać, co chciałbym nią powiedzieć i po co w ogóle chciałbym to zrobić. Ten moment prędzej czy później zapewne nadejdzie, na razie jednak czekamy. Między innymi dlatego właśnie po kilku latach oporów zgodziłem się wreszcie na powrót do przeszłości w postaci pierwszego oficjalnego wydania na CD moich nagrań sprzed 5-6 lat, które jako podwójne, zremasterowane wydawnictwo Letitout + Satellites ukazało się właśnie nakładem Ampersandu.

Michał:
Microexpressions wkracza teraz w dosyć intensywny etap działalności. Mam już gotowy materiał na płytę, którą będę chciał wydać w 2013 roku. Klaruje się również nowy skład zespołu. Nad nagraniami pracuję razem z producentem (a prywatnie moim bratem) BWSounds. Prawdopodobnie skład, w którym będziemy występować, zasilą kolejne osoby. W piątek (14.12) wystąpimy na festivalu GLIMPS w Belgii po niespełna dwuletniej przerwie, w przyszłym roku na pewno będziemy grać dużo koncertów, z pewnością w Polsce, ale zależy nam również na pokazaniu się za granicą.

Borys:
Ja spoglądam z nadzieją na bieżące wcielenie Newest Zealand, bo mamy super skład, w którym muzycy jarają się nowymi piosenkami i są pełni entuzjazmu. Chcemy w 2013 roku nagrać i wydać ten nowy materiał, jednocześnie coraz więcej koncertując. Ale czy się uda to nie wiem...
                              
I na koniec luźniejsze pytanie: zbliża się koniec roku, a więc jaka płyta (płyty) zrobiła na Was najlepsze wrażenie w ciągu ostatnich dwunastu (no, jedenastu) miesięcy, jaka zawiodła, a na jaką wciąż jeszcze czekacie?

Michał:
Szczerze mówiąc ten rok upłynął dla mnie bez większych uniesień. Jeżeli chodzi o moją ulubioną płytę to chyba będę mało kontrowersyjny i powiem, że Channel Orange, bo w sumie jej słuchałem najwięcej. Z lekkim opóźnieniem wkręciłem się również w nowe Tame Impala. Z zaskakujących rzeczy praktycznie nie schodzą z mojej playlisty trzy single Carly Rae Jepsen - "Tiny Little Bows", "This Kiss" i oczywiście "Call Me Maybe". Zdecydowanie nie mogę się doczekać nowej płyty D'Angelo. Podobno jest już praktycznie gotowa i ma się ukazać w przyszłym roku.

Piotr:
Od kilku lat jestem bardzo na bakier z nowościami, to jest poznaję ich niewiele i robię to na tyle selektywnie, że raczej nie daję się niczemu zawieść, ani też niczego specjalnie nie wyczekuję. Z aktualnych rzeczy, jakie zakupiłem w tym roku, co znamienne, wyłącznie w postaci cyfrowej, jestem w stanie wymienić ledwie kilka: Frank Ocean, Grizzly Bear, Flying Lotus, How to Dress Well, Laurel Halo, Passion Pit i reedycje Basinskiego.

Borys:
W 2012 roku bardzo się cieszyłem muzyką, oj bardzo. Słuchałem dniami, słuchałem nocami, słuchałem dwa cztery siedem – często w zachwycie i z gęsią skórką. Niestety nie była to muzyka z 2012, bo niewiele nowości mną wstrząsnęło. Nie zawiedli mnie stali faworyci – Matt Cutler aka Lone, Violens, Afro Kolektyw. Sądząc po ujawnionych singlach, pysznie szykuje się długogrający debiut Inc. A z cyklu "wciąż czekam" to z niepokojem i sporymi obawami czekam na follow-up do Loveless. Wziąłem na serio słowa Kevina i w sumie fajnie by było, gdyby 31 grudnia o godzinie 20:00 udostępnił via net, jak zapowiadał, tę płytę. To byłby niezapomniany Sylwester, co?

Rozmawiał Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.