poniedziałek, 15 października 2012

Recenzja: Mala – "Mala In Cuba" (2012, Brownswood Recordings)


Dubstep plus latynoskie brzmienie prosto z Kuby? Coś, co do tej pory mogło wydawać się niemożliwym połączeniem, okazało się słodko – gorzkim deserem dla ucha. Jest ciekawie, nietuzinkowo i bardzo nowatorsko. Po odsłuchaniu Mala In Cuba każdy „zwykły” dubstep będzie po prostu nudny.






Mala, połowa duetu Digital Mystikz, był jednym z prekursorów dubstepu. Zaczynał we wczesnych latach dwutysięcznych, zaś w 2011 roku, gdy gatunek ten zaczął coraz częściej pojawiać się w mainstreamie, za namową Gillesa Petersona wybrał się w muzyczną podróż na Kubę. Gilles jechał do Hawany kontynuować projekt dla Havana Cultura. Mala został dłużej i z pomocą miejscowych muzyków postanowił stworzyć swoją interpretację kubańskiej muzyki. Słuchając Mala In Cuba odczujemy jeszcze większą przepaść, jaka dzieli „korzenny” dubstep z jego komercyjnym wydaniem. 
Ale co łączy raczej mroczny dubstep i żywiołowe, radosne latino? W życiu nie wpadłabym na podanie ich razem na jednym talerzu. Jednak po odpaleniu albumu z kawałka na kawałek coraz bardziej wkręcałam się w panującą tam atmosferę. Aż w końcu wydało mi się to bardzo naturalne, tak jakby to było coś znane nieomal od zawsze. Coś a’la kuchnia fusion.

Głęboki bass z elektronicznymi przebłyski w tle dopełniają latynoską rytmikę i całe zaplecze instrumentów. Projekt ten jest pełen sprzeczności -  z jednej strony brzmi mrocznie, z drugiej zaś wprawia w ruch radosnym rytmem. Genialne „Introduction” lekko wprowadza w klimat płyty. Delikatny fortepian, cichy, lecz szybki beat i tylko ukryty w tle bass zdradza, że zaraz będzie się działo. W „Revolution” - szybkim, budzącym niepokój utworze, przez cały czas narasta napięcie. Jakby zaraz miało się coś wydarzyć. Niestety nie dowiemy się co, bo kawałek nagle się urywa. Według mnie, to jedna z bardziej interesujących pozycji na tym albumie.

Niektóre utwory są utrzymane w bardziej chilloutowej stylistyce, np. „Como Como”, w innych zaś Mala zahacza o psychodeliczne, bardziej trance’owe wydźwięki – „Cuba Electronic”. Między sączącym się dubstepowym bassem przebijają się kubańskie bongosy i kongi, które to właśnie nadają dynamiki całej płycie. Kolejna mocna pozycja albumu to „Curfew”. Zaczyna się jak stuprocentowe latino, z obowiązkowymi klawiszami, po to by zaraz przejść w ciężki, gęsty dubstep. Czternasty i za razem zamykający płytę utwór to „Noche Suenos”, gdzie słychać hiszpańskojęzyczny wokal Danay Suarez, która pojawiła się m.in. w Cultura Havana Sessions.

Podsumowując – świetny pomysł na odświeżenie wpadającego trochę w rutynę gatunku. Dzięki takim projektom przestaję wątpić, że już nic nowego w muzyce nie da się wymyślić! Oby tak dalej! Mala w tym roku odwiedzi krakowski festiwal Unsound. Warto posłuchać go na żywo, bo jeszcze pewnie nie raz będzie w stanie zaskoczyć swoich fanów, tak jak to zrobił krążkiem Mala In Cuba.

7.5

Agnieszka Strzemieczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.