Dubstep plus latynoskie brzmienie prosto z Kuby? Coś, co
do tej pory mogło wydawać się niemożliwym połączeniem, okazało się słodko –
gorzkim deserem dla ucha. Jest ciekawie, nietuzinkowo i bardzo nowatorsko. Po
odsłuchaniu Mala In Cuba każdy „zwykły”
dubstep będzie po prostu nudny.
Mala, połowa duetu Digital Mystikz, był jednym z prekursorów dubstepu. Zaczynał we wczesnych latach dwutysięcznych, zaś w 2011 roku, gdy gatunek ten zaczął coraz częściej pojawiać się w mainstreamie, za namową Gillesa Petersona wybrał się w muzyczną podróż na Kubę. Gilles jechał do Hawany kontynuować projekt dla Havana Cultura. Mala został dłużej i z pomocą miejscowych muzyków postanowił stworzyć swoją interpretację kubańskiej muzyki. Słuchając Mala In Cuba odczujemy jeszcze większą przepaść, jaka dzieli „korzenny” dubstep z jego komercyjnym wydaniem. Ale co łączy raczej mroczny dubstep i żywiołowe, radosne latino? W życiu nie wpadłabym na podanie ich razem na jednym talerzu. Jednak po odpaleniu albumu z kawałka na kawałek coraz bardziej wkręcałam się w panującą tam atmosferę. Aż w końcu wydało mi się to bardzo naturalne, tak jakby to było coś znane nieomal od zawsze. Coś a’la kuchnia fusion.
Głęboki bass z elektronicznymi przebłyski w tle dopełniają
latynoską rytmikę i całe zaplecze instrumentów. Projekt ten jest pełen
sprzeczności - z jednej strony brzmi
mrocznie, z drugiej zaś wprawia w ruch radosnym rytmem. Genialne „Introduction” lekko wprowadza w klimat płyty.
Delikatny fortepian, cichy, lecz szybki beat i tylko ukryty w tle bass zdradza,
że zaraz będzie się działo. W „Revolution” - szybkim, budzącym niepokój utworze, przez
cały czas narasta napięcie. Jakby zaraz miało się coś wydarzyć. Niestety nie
dowiemy się co, bo kawałek nagle się urywa. Według mnie, to jedna z bardziej
interesujących pozycji na tym albumie.
Niektóre utwory są utrzymane w bardziej chilloutowej
stylistyce, np. „Como Como”, w innych zaś Mala zahacza o psychodeliczne,
bardziej trance’owe wydźwięki – „Cuba Electronic”. Między sączącym się dubstepowym
bassem przebijają się kubańskie bongosy i kongi, które to właśnie nadają
dynamiki całej płycie. Kolejna mocna pozycja albumu to „Curfew”. Zaczyna się
jak stuprocentowe latino, z obowiązkowymi klawiszami, po to by zaraz przejść w
ciężki, gęsty dubstep. Czternasty i za razem zamykający płytę utwór to „Noche
Suenos”, gdzie słychać hiszpańskojęzyczny wokal Danay Suarez, która pojawiła
się m.in. w Cultura Havana Sessions.
Podsumowując – świetny pomysł na odświeżenie wpadającego
trochę w rutynę gatunku. Dzięki takim projektom przestaję wątpić, że już nic
nowego w muzyce nie da się wymyślić! Oby tak dalej! Mala w tym roku odwiedzi
krakowski festiwal Unsound. Warto posłuchać go na żywo, bo jeszcze pewnie nie
raz będzie w stanie zaskoczyć swoich fanów, tak jak to zrobił krążkiem Mala In Cuba.
7.5
Agnieszka
Strzemieczna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.