Idealny scenariusz na
muzyczne samobójstwo.
Debiutancka
płyta Two Door Cinema Club, Tourist History, długo po premierze była
chyba najczęściej odtwarzaną w moim iPodzie. Nawet, mimo że okres, w którym
zasłuchiwałem się skocznym indie, już dawno odszedł w zapomnienie. Ich pełne ironii „enjoy Coldplay...” do
wychodzących z koncertu tłumów w trakcie Openera 2011 było chyba najlepszym
tekstem, jaki padł ze sceny podczas całego festiwalu. Z nową płytą wiązałem ogromne
nadzieje. I co? I nic. Ani to ładne, ani składne. Jedyne, czego mogę w tym
momencie pogratulować zespołowi, to występu Alexa w trakcie ceremonii otwarcia
igrzysk w Londynie. A szkoda...
Album
promował singiel „Sleep Alone”. Myślę, że niestety po tym, co usłyszeliśmy, gdy
ukazała się cały materiał, panowie będą musieli pogodzić się ze samotnym
spaniem. Płyta Beacon raczej nie zjedna im rzeszy fanek. Zespół zatracił
swoje energiczne brzmienie. Płyta, nagrana w Los Angeles, brzmi delikatnie
mówiąc, nieciekawie. Cały czas zastanawiam się, dlaczego zespoły przejawiają aż
tak ogromne parcie na nagrywanie w Stanach. Aż tak bardzo pragną brzmieć jak
Jonas Brothers czy Green Day? Pierwsze sekundy otwierającego album „Next Year”
brzmią obiecująco, jednak z czasem czar pryska. Podobnie sytuacja ma się w
innych kawałkach. Brzmieniowo to raczej gitarowa kakofonia niż energetyczny
nieład z poprzedniej płyty. Wokal Alexa, chyba niepotrzebnie przesadnie
zmasterowany i wygładzony, zwyczajnie irytuje. O niebo lepiej brzmi na
dołączonym do edycji deluxe koncertowym nagraniu z występu w Brixton Academy. W
zasadzie na bonusowym CD wszystko brzmi lepiej, mimo że jest dalekie od ideału.
Nawet pochodzącego z Beacon „Handshake” w wydaniu live słucha się
przyjemniej. Jeżeli na siłę musiałbym wytypować najlepsze kawałki, potencjalne
(lub nie) single, które zdobędą szczyty list przebojów, postawiłbym na „Sleep
Alone” (na tle całej płyty jednak nie wypada tak tragicznie) oraz „Wake Up” i
„Sun” (naprawdę niezła sekcja dęta!). Gdyby album zamknął się w tych kawałkach,
na pewno spotkałby się z o wiele lepszym odbiorem.
Następnym
razem, zamiast silić się na sesję nagraniową w Stanach, występy na Igrzyskach
Olimpijskich, lepiej pozostać w domu i skupić się na dopracowaniu materiału. W
końcu to Wielka Brytania muzyką alternatywną stoi... Oby stare, dobre TDCC
powróciło...
4/10
Miłosz
Karbowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.