sobota, 15 września 2012

Relacja: Junior Boys w 1500m2


Kolejny raz synth-popowy duet Junior Boys odwiedził nasz piękny kraj. Tym razem Kanadyjczycy wystąpili w warszawskim klubie 1500m2, którego sceneria stanowiła świetne tło dla melancholijnych i wyrafinowanych dźwięków, jakie miały wydobyć się z głośników. Wyrok zatem mógł być tylko jeden.









Ale zanim Jeremy Greenspan i Matt Didemus wyszli na scenę, gromadzącą się powoli w klubie publiczność rozgrzewał inny duet – rodzimy AM Radio. Chłopaki fajnie wpasowali się ze swoim setem, bo puszczali kawałki jakoś kojarzące się ze stylem gwiazdy wieczoru. Poleciały głównie remixy takich wykonawców jak Kamp!, Hot Chip, Flight Facilities, M83, Thoma Yorke’a, Daft Punk, a nawet Junior Boys. Swoje zadanie spełnili zadowalająco – porządnie przygotowali ludzi przed daniem głównym.

W tak zwanym międzyczasie klub zapełnił się oczekującą publiką. Gdy dwaj sympatyczni panowie wraz z perkusistą zainstalowali się na scenie i byli w pełnej gotowości, mój zegarek w telefonie wskazywał godzinę dwudziestą drugą z minutami. Zatem przytrafia się lekka obsuwa, ale gdy zaczął się występ, nikt już o tym nie pamiętał. Zaczęli od "So This Is Goodbye", którym już od jakiegoś czasu otwierają wszystkie swoje gigi. I wtedy wszystko stało się jasne – goście z Kanady byli w świetnej formie (co prawda Jeremy narzekał trochę na wysoką temperaturę, ale w niczym to nie przeszkodziło). Po zagraniu "Count Souvenirs", kolejnego kawałka z drugiego LP, nastąpił jeden z trzech momentów koncertu, który najbardziej zapadł mi w pamięć. Jeremy zapowiedział, że następny numer pochodzi z ich pierwszej płyty, na co zgromadzeni odpowiedzieli aplauzem. Ku mojej radości zabrzmiała "Bellona", jedna z moich absolutnie ulubionych kompozycji w katalogu Junior Boys. I choć wykon na żywo kawałków z Last Exit jest zadaniem niezwykle trudnym, to jednak wyszło im to rewelacyjnie.

W secie znalazł się również zupełnie nowy kawałek – "Don't You Know Anything", i to był dla mnie kolejny ważny moment eventu, zresztą pewnie nie tylko dla mnie. Charakterystyczny smutny tekst oraz przyjemna, synth-popową, nieco taneczna warstwa brzmieniowa sprawiły, że nowy track zupełnie nie odstawał od pozostałych numerów. Ponoć singiel ma się ukazać w 2013 roku, więc już nie mogę się doczekać. Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji. Ostatnim najmocniejszym punktem wieczoru był dla mnie wykon "Work". Na żywo zabrzmiał z niesamowicie transowym i masywnym vibe'em, a kiedy wszedł hook wokalu "So work it, baby, work it", klub niemal eksplodował. Bardzo pozytywnie zaskoczenie, bo wersja albumowa nigdy nie dostarczyła mi takiej energii. Potem chłopaki zeszli na chwilę ze sceny, ale za chwilę wrócili, aby na bis zagrać oczywiście największy obecnie hit duetu, czyli "Banana Ripple". Tak to przynajmniej wyglądało po reakcjach zgromadzonego tłumu. Może obyło się bez takich orgii, jak podczas występu w Poznaniu, ale jednak było naprawdę bardzo, bardzo gorąco.

Oprócz wymienionych powyżej utworów w setliście znalazły się jeszcze chociażby "In The Morning", "Itchy Fingers", "You'll Improve Me", "Double Shadow" czy "Teach Me How To Fight". Zabrakło zatem takich mocnych tune'ów jak "Birthday", "Like A Child", "Hazel" czy "ep", a mimo to można śmiało powiedzieć, że po raz kolejny Junior Boys wypadli rewelacyjnie. Kto wie, może w następnym roku dostaniemy od nich zupełnie nowy album, który przecież trzeba promować występami live, prawda?

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.