czwartek, 7 czerwca 2012

Recenzja: Unsane - Wreck (2012, Alternative Tentacles)

Wreck to siódmy LP nowojorczyków z Unsane. Warto sprawdzić, czy z wiekiem nie zabrakło im ikry, a jeżeli przespaliście '90s to tym bardziej odróbcie pracę domową.








Po pięciu latach od ostatniego wydawnictwa powraca jeden z najbardziej poważnych w wymowie i wpienionych noise-rockowych bandów. O ile mieliście wcześniej styczność z twórczością Unsane, to wiecie, że to prawilne ziomki z szemranej okolicy. Na dzień dzisiejszy Lower East Side to miejsce, gdzie łykając espresso załapiecie się na set songwritera brzdąkającego na swoim akustycznym pudle. Kiedyś jednak było inaczej. Dzielnica była brudna, pełna przemocy i dogorywających ćpunów. Taka właśnie jest muzyka Unsane – zasyfiona i wściekła, ale pełna swoistego, rzewnego polotu.

Wielu nazwie mnie „Kapitanem Odkrywczym”, gdy napiszę, że noise rock to piękna, pokręcona, silna łodyga, której korzenie tkwią głęboko w gnojówce lat osiemdziesiątych. Nie bacząc na to, w muzyce Unsane słychać wszystko co najlepsze w hardcore czy punk (o dziwo, w dzisiejszych czasach przybywa coraz więcej ludzi, którzy chcą te dwa gatunki odseparować). Oprócz pasji i energii warto zwrócić uwagę na przesterowane, bluesowe riffy, od zawsze będące ich dewizą. Nie zabrakło też harmonijki, które otwiera i towarzyszy najbardziej rozbujanemu utworowi na płycie („No Chance”). Dzięki gęstym basowym partiom doskonale obcuje się również z „Don’t”. Schizowe, noise’owe partie przewijają się na całym albumie („Rat”, „Pigeon”, „Metropolis”, „Ghost”, „Roach”). Zaskoczeniem okazuje się być sielska ballada zatytułowana jako „Stuck”. Płytę zamyka opętany, sarkastyczny „Ha Ha Ha”, ten kawałek to naprawdę konkretny wjazd na banię.

Wreck to doskonały soundtrack do bujania się po mieście o zmroku. Dokładnie wtedy, gdy jesteś nawalony i zawiedziony swoją kondycją psychiczno-fizyczną. Kiedy masz świadomość, że pomimo upływających lat pewne rzeczy zupełnie się nie zmieniają. Nieistotne czy chodzi o sprawy osobiste czy zawodowe, zarówno o tym jak i tamtym są teksty Unsane. Opowieści o pełnych zawodu próbach odnalezienia szczęścia w czeluściach wielkomiejskiego bagna. Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, ten sposób narracji jest trafny i w moim mniemaniu świadczy o autentyczności tego bandu.

8/10
Grzegorz Ćwieluch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.