The Mars Volta zagra na Open'er Festivalu.
Każdy, kto miał lata temu dostęp do MTV2, musi pamiętać (o ile żyje), jakie pyszności zdarzało się tam piłować. I pamiętać, jakim ciosem w szczękę było „Inertiatic ESP”. Kudłata frakcja At The Drive-In, w towarzystwie technicznie i groove’iasto mistrzowskich kolegów, najlepsze tradycje swojej poprzedniej formacji przytuliła z prog-rockowym zboczeniem, rytmiczną kombinatorką podlaną latino sosem.
De-Loused
In Comatorium, koncept-album
poświęcony ostatnim dniom z życia Julio Venegasa (wcześniej, jeszcze za czasów
At the Drive-In dedykowali mu numer „Napoleon Solo”), właściwie był klasykiem
już w momencie wydania. Następne, często jeszcze odważniej eksperymentujące
nagrania, tylko utwierdzały pozycje grupy. Na przemian, w stan osłupienia i
nudy, wpędzały ludzi koncerty, gdzie, i tak ponadprzeciętnie porozciągane
kompozycje rozrastały się jeszcze bardziej. Dowodem na to była wydana niedługo
po drugim albumie koncertówka Scabdates.
Jasne.
Modliłem się o At the Drive-In na Offie, na Openerze, gdziekolwiek, ale kontakt
z The Mars Volta to jazda obowiązkowa. Szczególnie teraz, kiedy po akustycznych
smętach Octahedron, dostali porządnego energetycznego kopniaka. Ten,
wciąż zmieniający swój skład, zespół nigdy nie gra dwóch takich samych sztuk.
Mateusz Romanoski
Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.