czwartek, 28 czerwca 2012

Recenzja: Baby Woodrose - "Third Eye Surgery" (2012, Bad Afro Records)

Reminiscencje z lat sześćdziesiątych w wykonaniu trójki Duńczyków.











Baby Woodrose to duńskie trio założone w 2001 roku. Nazwę zaczerpnęli od halucynogennej rośliny z hawajskim rodowodem. Wystarczy jeszcze rzut oka na okładkę oraz na jakiekolwiek zdjęcie zespołu, by wiedzieć, gdzie mamy kierować swoje skojarzenia.


Tak, kwiaty we włosach (koniecznie długich), duże przeciwsłoneczne okulary i spodnie dzwony. Długie solówki z efektem wah-wah, Festiwal Woodstock, LSD, fascynacja religiami Wschodu, okładki płyt pełne tęczowych barw, wojna w Wietnamie, brody, Black Sabbath i psychodeliczne odloty.

Wszystkiego jest tu po trochu i, mimo że to zaledwie marna emanacja prawdziwego Black Sabbath, prawdziwego Festiwalu Woodstock i prawdziwego LSD, to Third Eye Surgery jest albumem zaskakująco dobrym. Mimo prostego pomysłu i oczywistej palety skojarzeń, płyta nie nudzi – z przyjemnością wracam do numerów takich jak „Dandelion”, którego kiedyś będę słuchał jadąc nad morze swoim fikcyjnym wymarzonym kabrioletem w upalny sierpniowy dzień albo „Nothing is Real”, w którym dźwięki orientalnego sitaru splecione są w rytualnym tańcu z odrealnioną gitarową masą przestrzennych gitar. Sporo w tej muzyce przestrzeni i swobody. 

Baby Woodrose nie jest zespołem wybitnym, jednak nagrał całkiem przyjemną płytę. Jeśli kręcą cię reminiscencje z lat sześćdziesiątych, polubisz Third Eye Surgery. Solidny materiał.


6.5/10

Jakub Lemiszewski 


Przeczytaj także:


Baby Woodrose - Love Comes Down

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.