W Gdyni będzie można zobaczyć objawienie ubiegłego roku - The Stubs.
Tak szybko, jak słucha się debiutanckiego krążka The Stubs, tak szybko warszawskie trio zdołalo wybić się na polskiej scenie rockandrollowej. Energiczna i bardzo krótka płyta sprawiła, że o perełce Anteny Krzyku zrobiło się głośno. Kto przesłuchał The Stubs, ten nie może się dziwić.
Najpierw były The Jordy Warsaws, Blind Date czy Snakes Parade. Od końcówki 2010 powstał nowy twór, który charakteryzuje się low budget rock and rollem. Co to oznacza? Wystarczy puścić The Stubs. Brudny rock, agresywne riffy i dynamiczna perkusja to cechy rozpoznawcze warszawskiej formacji.
Brzmieniowo The Stubs wpasowują się w stołeczną scenę. Jest trochę blacktapesowo, trochę jak u Elvis Deluxe. Oczywiście poziomowo to dwa inne światy, ale może wkrótce, kto wie? Na razie jednym z lepszych kawałków, „Ain’t Trick, Irene”, nawiązują do „Love Letter” Black Tapesów, a wokalnie niekiedy podchodzi pod autorów Favourite State of Mind.
Są też ładne nawiązania do Motörhead czy Mudhoney.
Koncert na Open’er Festivalu będzie z pewnością krótki. Krótki i intensywny. Warto wpaść i zobaczyć The Stubs na żywo, bo takie petardy nie zdarzają się codziennie.
Piotr Strzemieczny
"Oczywiście poziomowo to dwa inne światy, ale może wkrótce, kto wie?"
OdpowiedzUsuńjak dla mnie the stubs gra duzo fajniej niz blacktapes.
oba składy grają dobrze, ale ja wolę tapesów.
OdpowiedzUsuńfajny opis. przed the stubs jest perspektywiczna przyszłość.