niedziela, 20 maja 2012

Recenzja: The Brian Jonestown Massacre - "Aufheben” (2012, A)

The Brian Jonestown Massacre po raz trzynasty.











- Czy pamiętasz te chwile, gdy skąpani w zbożu biegliśmy w poszukiwaniu nowego, lepszego Słońca?


Pamiętam  jakby to było wczoraj. Miękki, nagi chodnik pod stopami, staliśmy pod gwiazdami ,a z samochodu  pierwszy raz popłynęły dźwięki „Crushed” i  wypełniły całą łagodną przestrzeń.  Zrobiło się gorąco i parno ,mimo że był środek zimy.  Wyobraź sobie, co może się stać ,gdy igrasz  z takim ogniem, jakim jest płyta Methodrone.  Kończy się to tym, że cały płoniesz od niezwykłej kanonady shoegaze’owych dźwięków. I oto w tym chodzi.

Czasem jest ciemno, brudno jak we wspomnianym Methodrone , jasno i nieco zabawnie w And this is our music lub prowizorycznie i niedbale w Who Killed Sgt. Pepper. I nagle pojawia się Aufheben, którego niemiecka nazwa mogłaby kojarzyć się z muzyką krautrockową- pełną celowych zgrzytów i zakłóceń. Niestety w tym przypadku nazwa okazuje się bardzo myląca. Nie odnajdziemy tu szumów, ścieżek dźwiękowych nagrywanych na magnetofonie taśmowym, mechaniczno- industrialnych efektów, rozbudowanych kompozycji czy ciekawej progresji akordów. Dominują proste, wpadające w ucho melodie, lekko brzmiące gitary, nastrojowe ballady, którym paradoksalnie nastroju troszkę brak. Takie cukiereczki, kolorowe, słodkie, smaczne. I tyle.
Jednak, żeby nie demonizować słabych stron, można wyodrębnić też niewątpliwe zalety. Przez ponad pięćdziesiąt minut trwania utworów czujesz relaks i delikatne rozleniwienie. Twoja głowa unosi się na słonecznych falach plaż San Francisco lat sześćdziesiątych. Wiatr muska twarz, uśmiechasz się do chmur i czujesz ciepło złocistego piasku w kieszeniach pełnych naiwnych marzeń.
„Panic in Babilon” to taka hinduska wibracja, która może porwać cię do ekstatycznego tańca wśród derwiszów.  Od samego początku wyraźnie daje o sobie znać mistyka tego utworu i enigmatyczne odgłosy ludzi oraz zwierząt (przywodzące na myśl dokonania Shpongle) wplecione gdzieś w psychodeliczność narastającej melodii.  Z minuty na minutę jesteśmy jednak coraz bardziej znużeni tą opowieścią , która nie zaskakuje nas, lecz stopniowo przytłacza jednostajnością i brakiem klarownych kolorów.  Podobnie jest  z „Viholliseni Maalla”, który kontynuuję ideę poprzedniego utworu. Utrzymany w lekkiej, alt-rockowej stylistyce ,wraz z przestronnym, fińskim wokalem Elizy Karmasalo, tworzy kolaż niestety kompletny i powtarzalny.  

Na tle tych impresjonistycznych i malowniczych utworów wyróżnia się „Face Down On The Moon”. Akcenty instrumentów Bliskiego Wschodu, w połączeniu z melodią prowadzoną na fletni pana, urzekają i czarują przez ponad pięć minut.

Najnowszy longplay The Brian Jonestown Massacre prezentuje się poprawnie, ale nie genialnie. Na Aufheben brakuje riffów ,które zapadają w pamięci na dłuższy czas. Jaskrawych kompozycji, uderzających w ciebie jak grom z jasnego nieba, powodując intensywne wzloty i olśnienia.

6/10

Nicoletta Szymańska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.