The Brian Jonestown Massacre po raz trzynasty.
- Czy pamiętasz te chwile, gdy skąpani w zbożu biegliśmy w poszukiwaniu nowego, lepszego Słońca?
Pamiętam jakby to
było wczoraj. Miękki, nagi chodnik pod stopami, staliśmy pod gwiazdami ,a z
samochodu pierwszy raz popłynęły dźwięki
„Crushed” i wypełniły całą łagodną przestrzeń. Zrobiło się gorąco i parno ,mimo że był
środek zimy. Wyobraź sobie, co może się
stać ,gdy igrasz z takim ogniem, jakim
jest płyta Methodrone. Kończy się to tym, że cały płoniesz od
niezwykłej kanonady shoegaze’owych dźwięków. I oto w tym chodzi.
Czasem jest ciemno, brudno jak we wspomnianym Methodrone , jasno i nieco zabawnie w And this is our music lub prowizorycznie
i niedbale w Who Killed Sgt. Pepper. I
nagle pojawia się Aufheben, którego
niemiecka nazwa mogłaby kojarzyć się z muzyką krautrockową- pełną celowych
zgrzytów i zakłóceń. Niestety w tym przypadku nazwa okazuje się bardzo myląca.
Nie odnajdziemy tu szumów, ścieżek dźwiękowych nagrywanych na magnetofonie taśmowym,
mechaniczno- industrialnych efektów, rozbudowanych kompozycji czy ciekawej
progresji akordów. Dominują proste, wpadające w ucho melodie, lekko brzmiące
gitary, nastrojowe ballady, którym paradoksalnie nastroju troszkę brak. Takie cukiereczki,
kolorowe, słodkie, smaczne. I tyle.
Jednak, żeby nie demonizować słabych stron, można
wyodrębnić też niewątpliwe zalety. Przez ponad pięćdziesiąt minut trwania utworów czujesz
relaks i delikatne rozleniwienie. Twoja głowa unosi się na słonecznych falach
plaż San Francisco lat sześćdziesiątych. Wiatr muska twarz, uśmiechasz się do
chmur i czujesz ciepło złocistego piasku w kieszeniach pełnych naiwnych marzeń.
„Panic in Babilon” to
taka hinduska wibracja, która może porwać cię do ekstatycznego tańca wśród
derwiszów. Od samego początku wyraźnie
daje o sobie znać mistyka tego utworu i enigmatyczne odgłosy ludzi oraz
zwierząt (przywodzące na myśl dokonania Shpongle) wplecione gdzieś w psychodeliczność
narastającej melodii. Z minuty na minutę
jesteśmy jednak coraz bardziej znużeni tą opowieścią , która nie zaskakuje nas,
lecz stopniowo przytłacza jednostajnością i brakiem klarownych kolorów. Podobnie jest z „Viholliseni Maalla”, który kontynuuję ideę
poprzedniego utworu. Utrzymany w lekkiej, alt-rockowej stylistyce ,wraz z
przestronnym, fińskim wokalem Elizy Karmasalo, tworzy kolaż niestety kompletny
i powtarzalny.
Na tle tych impresjonistycznych i malowniczych utworów wyróżnia się „Face Down On The Moon”. Akcenty instrumentów Bliskiego Wschodu, w połączeniu z melodią prowadzoną na fletni pana, urzekają i czarują przez ponad pięć minut.
Najnowszy longplay The Brian Jonestown Massacre prezentuje się poprawnie, ale nie genialnie. Na Aufheben brakuje riffów ,które zapadają w pamięci na dłuższy czas. Jaskrawych kompozycji, uderzających w ciebie jak grom z jasnego nieba, powodując intensywne wzloty i olśnienia.
6/10
Nicoletta Szymańska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.