piątek, 27 kwietnia 2012

Recenzja: Kindness - World, You Need A Change Of Mind (2012, Female Energy / Polydor)‎

Jeden z ciekawszych debiutów 2012.










Przy pomocy Philippe Zdara Adamowi Bainbridge’owi udało się stworzyć jeden z ciekawszych albumów utrzymanych w stylistyce chillwave/nu disco/bedroom pop w tym roku. World, You Need A Change Of Mind jest dużo ciekawsze niż najnowsza EP-ka Toro Y Moi (chociaż ona jest naprawdę dobra) i wydawać się może, że Kindness zapropsuje na dłużej niż okazjonalnie w 2009, przy okazji „Swingin Party”, singla-coveru The Replacements. Wyszło interesująco, pościelowo w całej otoczce, nadal jednak z tą charakterystyczną dla oryginału spokojną aurą melodyjną, lecz już z żywszym, intrygującym bitem. Co wrażliwszy słuchacz może dopatrzeć się Cut Copy w inspiracjach.  


Studiując fotografię w Paryżu i grając jako DJ w Berlinie (o brytyjskich korzeniach już nie wspominając) chłonął popularne w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych klimaty, przerabiając to wszystko na swoją dream popową modłę. Bo to, że Kindness próbuje stworzyć europejski odpowiednik chillwave’u, nie da się zaprzeczyć. Rozleniwione kompozycje, eteryczny wokal, który czasem każe szukać skojarzeń z Arthurem Russelem. Dodatkowo przepych i bogactwo pomysłów aranżacyjnych.

Bo Adam Bainbridge strasznie skacze. Umie w zgrabny sposób połączyć ze sobą funkowy feeling z wrażliwością i nostalgią toropodobnych brzmień, a do tego wplata jamesoblake’owe głębokie basy. Całości idealnie dopilnował Zdar, który producencko wypada ostatnio coraz lepiej. Tanecznie jest też na rewelacyjnym „Gee Up”, w którym Kindness potwierdza swoje zamiłowania do funkujących melodii, a w którym pod koniec daje się trochę ponieść jammowaniu. No i ten chwytliwy fragment „get up, get down”, który długo, długo chodzi po głowie.

Poprzedzający utwór „Gee Wiz” to już muzycznie zupełnie inna odsłona. Kindness poszedł w dźwięki delikatne, rozmyte i wyciszone. I nie zrobił tego w najlepszy sposób. Dużo lepiej, równie spokojnie i przede wszystkim ckliwie jest w „House”. Ot, prosty pop z dużym nacechowaniem emocjonalnym: „I can't give you all that you need/ but I'll give you all I can feel . każe odnajdywać ten kawałek jako kolejny highlight World, You Need A Change Of Mind.

W czasy najlepszej działalności klubu Hacienda i twórczości Happy Mondays wprowadza „That’s Alright”, który tworzy ten szczególny madchesterowy indie klimat. Do tego ćpuńskie brzmienie londyńskich i manchesterowych klubów z okresu końca lat osiemdziesiątych. Jedyne, do czego można się przyczepić, to zbyt długie rozkręcanie się utworu. Saksofon, który początkowo generuje pewnego rodzaju napięcie, powinien zostać ucięty dużo wcześniej. Nie wiem czy Kindness przygrzmocił coś większego przy komponowaniu „That’s Alright”, ale to jeden z lepszych rave-utworów, do którego powinno się dodawać ecstasy. Profilaktycznie.

O „Cyan” wiele nie trzeba pisać. Utrzymany lekko trance-popowym stylu spod znaku Carribou kawałek, pomimo cholernie nudnego teledysku, błyszczy, chociaż tak naprawdę to pokrywa go ta rozmyta mgiełka rozmarzenia charakterystyczna dla Friendly Fires. Wakacyjnie.

Kindness przygotował album zróżnicowany i taneczny. Bawi się w gatunki, pozostając wierny zamiłowanym przez siebie klimatom i próbując stworzyć europejską odpowiedź na zaoceaniczne działania Chazwicka daje sygnał: Ludzie, przy odkurzaniu starych płyt pamiętajcie też o funku!  Jasne, jest mocno chaotycznie, a uszy i mózg słuchacza są bombardowane rozmaitymi pomysłami Bainbridge’a, ale całościowo World, You Need A Change Of Mind daje radę. Może nie jest to album przełomowy, który zmieni muzyczny świat, ale daje podwaliny pod coś ciekawego. O Kindness może być jeszcze głośno.

8.5/10

Piotr Strzemieczny


1 komentarz:

  1. jeden z naj..wzpanialszygh albumów mojego dotychczasowego shycia. Dzięki że mi go pokazaliście.

    Kuba Antoniewicz

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.