…czyli dużo „elektronicznego mięsa” w polskim wydaniu!
Ostatnie lata to istny wysyp kapel grających indie – electro, które mnożyły się jak grzyby po deszczu. Wtedy też z całej masy 8bitowego syfu wyłoniło się Shiny Beats – trójmiejski duet, którego krew pulsuje w rytmie dźwięków Atari. Od tego czasu kolektyw wystąpił na wielu koncertach od morza do gór, lecz nadal nie jest chyba polską potęgą i towarem eksportowym. Czy najnowsza płyta pozwoli to zmienić?
Niedawno spotkałem się z opinią,
że „im Shiny Beats bardziej starają się zrobić karierę, tym bardziej im to nie
wychodzi”. Faktycznie – obracanie się w stylistyce Crystal Castles nie jest
obecnie pomysłem ani nowatorskim, ani ciekawym. Ale w tym tkwi cały fenomen
Shiny Beats, którzy na przekór wszystkiemu pokazują, że można!
Trójmiejski duet atakuje od
pierwszych sekund najnowszego krążka. Jest brudno i undergroundowo. Rzęsisty
beat rozwiewa wszelkie złudzenia – nie będzie żadnej nieśmiałej przyczajki.
Płyta zdominowana jest przez parę motywów, które pojawiają się cyklicznie w
większości ścieżek. Utwór „Sky” bije je wszystkie na głowę. To już prawdziwe
europejskie, o ile nie światowe salony elektroniki. Po prawdziwej orgii
przychodzi „To było to”. Jak w każdym innym utworze płyty Dreams, jego elementem składowym jest teledysk, który w tym wypadku
naprawdę imponuje (tylko po co te ohydne pandy?). Brawurowo rozhuśtani natykamy
się na prawdziwą 8-bitową sieczkę, która bezlitośnie gwałci i po nieco ponad
minucie brutalnie porzuca (w tym wypadku to komplement!). Po niej następuje
poprawne „Memories” nieco nużące swoją monotonią. „Out of Dreams” to
kontynuacja tematu rozpoczętego w „Into...”, okraszona przyjemnie rozmywającymi
się partiami wokalnymi. W tym miejscu kończy się regularna część płyty. Shiny
Beats przygotowali jednak coś ekstra. To remix kolektywu Last Robots, który
przenosi nas w zupełnie inne, bardziej house’owe rejony. I tak mija nieco ponad
20min przygody z trójmiejskim duetem. Czy to mało? Wielu powie, że owszem, ja jednak
myślę, że to idealna dawka.
Umówmy się. Dreams to na pewno nie płyta na rodzinną majówkę. Jednak wciśnięta
w przestrzeń klubową musi robić i robi duże wrażenie. Może i jest to duet
„jeden z wielu w Polsce”, ale naprawdę warto i należy chociaż na chwilę się
przy nim zatrzymać.
6,5/10
Miłosz Karbowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.