czwartek, 8 marca 2012

Hotel Kosmos - "Weird Polonia" (2012, Wytwórnia Krajowa)

Wytwórnia Krajowa w natarciu. Po świetnym albumie Nerwowych Wakacji i rozczarowującym (dla mnie) longpleju Organizmu przyszedł czas na Weird Polonia – drugą płytę Hotelu Kosmos.  I niestety już na wstępie muszę powiedzieć, że zauważalna jest tendencja zniżkowa.









Przyczyna jest prosta - nowy album torunian to zwykła, bezbarwna laurka dla lat osiemdziesiątych. Pomieszanie post-punkowej motoryki i noise’owych riffów gitar, podlane charakterystycznym, zimnofalowym tłem.  Gallup-owskie linie basu, gitary żywcem wyjęte z Sonic Youth, „Siekierowe” syntezatory. Wszystko to oczywiście bez cienia kreatywności. Dostajemy prawie godzinę nudnego „męczenia buły” przez czterech chłopaków zapatrzonych w, swoim mniemaniu pewnie, najlepszy dla muzyki okres. Spoko, fajnie jest sobie pograć ulubione kawałki z kolegami, ale żeby wydawać to jako własną płytę? Tyle dobrego, że jest za darmo. Nie usprawiedliwia to jednak wątpliwej jakości Weird Polonia, jadącej na oklepanych patentach, wałkowanych w sposób o wiele bardziej kreatywny niż tutaj od prawie trzech dekad.  Co to jest „Strzeż się pociągu”, wierny cover nieznanego odrzutu z Nowej Aleksandrii? Błagam. Wymuszony dubowy bassline w „Barykadzie” jako „puszczenie oczka” w stronę prężnie się w ejtisach rozwijającej i współistniejącej z punkową sceny reggae? Raczej próba zanudzenia nas na śmierć, bo już walec drogowy ma więcej lekkości niż ta linia. „Burroughs”? Stawiam piwo osobie, która pokaże mi w tym utworze chociaż odrobinę treści i przekona, że nie brzmi on jak Lao Che z fragmentów Powstania Warszawskiego.

Wytwórnia Krajowa podobno popiera twórców, którzy „potrafią odnieść się do rzeczywistości krajowej w sposób kreatywny i frapujący”. W takim razie dlaczego zdecydowano się wypuścić pod swoim szyldem rzecz tak wtórną i nieinteresującą? Bo drugim problemem Weird Polonia jest całkowity brak jakiejkolwiek spontaniczności. Wszystko jest dokładnie wykalkulowane, bez polotu. Wygląda to tak, jakby muzycy za główny cel postawili sobie nie stworzenie dobrego albumu, ale niezepsucie swoich inspiracji. W efekcie czego słyszymy utwory, które nie starają się nas zaciekawić czy zafrapować, a tylko od siebie nie odrzucić. Jak można się spodziewać – efekt nie jest zachwycający – bo jak brzmiałoby Sonic Youth po odjęciu znacznego u nich procentu luzu? Ano tak, jak Weird Polonia.

Mógłbym popastwić się jeszcze nad średnimi tekstami, które przy odrobinie dobrej woli można zignorować, mógłbym ponarzekać na denerwującą trąbkę, której niestety zignorować się już nie da. Nie są to jednak kwestie tak ważne jak pytanie – po co nagrywać takie płyty? Bezbarwne, nijakie, do bólu wtórne? Nie życzę chłopakom źle – może ich nowy krążek to po prostu wypadek przy pracy, brak umiejętności czy dystansu do swojej muzyki. Nie mówię też, że tych piosenek nie da się słuchać – kilka dobrych momentów jak „niegłupi” dialog syntezatora i gitary w rozpoczynającym „Exit” można znaleźć, owszem. Szkoda tylko, że toną one w morzu całości, która do niczego nie prowadzi, a jedynie recykluje i to w dość niesmaczny sposób patenty które już znamy.

Powracając na koniec do Wytwórni Krajowej – jeżeli ta słuszna inicjatywa ma aspiracje do bycia czymś więcej niż tylko „na siłę” stworzonym, odwołującym się do polskiej tradycji muzycznej labelem musi na przyszłość wystrzegać się wydawania pod swoim szyldem albumów,  które nie przystają zawartością do jej misji. Hotel Kosmos natomiast mogę poklepać po plecach i pożegnać swojskim i przyjaznym: „więcej inwecji, chłopaki!”

3,5/10

Przemysław Zieliński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.