Amy nigdy
nie była dobrym przykładem dla innych. Piła na umór, ćpała na potęgę, a jednym
z jej hobby było tatuowanie się. Ciężko powiedzieć, że można się na niej
wzorować lub też naśladować, gdyż w życiu prywatnym nie radziła sobie zupełnie.
Ale za to jak wydobywała z siebie głos i z jaką lekkością jej to przychodziło,
można było jej wybaczyć wszelkie „dziwne” zachowania, które były świetną
pożywką dla tabloidów i portali plotkarskich. Wielka szkoda, że taki głos tak
wcześnie ucichł.
Pośmiertny krążek Amy to 12 piosenek wcześniej niepublikowanych. Bardzo mnie to cieszy, gdyż nie jestem zwolenniczką płyt typu greatest hits. Wyprodukowany został przez Salaama Remi i Marka Ronsona, którzy z Amy byli muzycznie związani od samego początku. Znajdziemy tu pochodzącą z 2011 roku wersję coveru ”Will You Still Love Me Tomorrow” zespołu The Shirelles, który pojawił się wcześniej w soundtracku do filmu Bridget Jones: W pogoni za rozumem; duety z Nasem – ”Like Smoke” oraz Tonym Bennettem – ”Body And Soul”. Swoje miejsce w albumie znalazła też pierwsza wersja ”Tears Dry”, nie wiem czy nie lepsza niż ta oficjalna z płyty Back to Black.
Piosenka ”Beetween
The Cheats” została napisana przez Amy specjalnie na trzeci album, nad którym
na krótko przed swoją śmiercią pracowała. ”The Girl From Ipanema” – to utwór,
który wykonała mając osiemnaście lat w studiu w Miami, powalając na kolana swoją
reinterpretacją Salama Remi. Amy była też wielką fanką muzyki reggae, co widać
w kolejnym coverze w wersji rodem z Jamajki - ”Our Day will come”.
Na płycie znalazła się również ”Valerie” w jednej z wersji tej piosenki nagranej z zespołem Marka Ronsona na jego krążek Versions. ”Half Time” to kawałek, nad którym Amy pracowała w czasie tworzenia albumu Frank. Wspomina w nim Franka Sinatrę, od którego imienia został nazwany jej debiut. ”Wake up Alone” oraz ”Best Friends, Right?” znalazły się wcześniej na Back To Black, jednak w innych wersjach. Ostatni utwór na płycie – ”A Song For You”, to cover jednego z ulubionych piosenkarzy Amy – Donny’ego Hathawaya, co z resztą sama przyznaje już po jej zakończeniu.
Dodatkowo
do płyty jest załączona dość gruba książeczka – z kilkoma słowami o artystce od
producentów płyty oraz jej rodziców, omówieniem wszystkich utworów, a także
tekstami piosenek znajdujących się w tej kompilacji. Zaś wszystkie zdjęcia,
łącznie z okładką wykonał Bryan Adams (tak, ten sam, którego głos umilał nam
takie filmy jak Robin Hood, czy Trzej Muszkieterowie).
Ta płyta
z całą pewnością powinna się znaleźć na półce każdego wielbiciela głosu Amy,
ale także tych z was, którzy lubią posiedzieć w te zimne dni, z kubkiem herbaty
i/lub dobrą książką i potrzebują do tego nastrojowej, ciepłej muzyki w tle. Lioness: hidden treasures jest płytą
„niesłuchawkową”. Najlepiej jej się słucha na domowym soundsystemie. Ciepłe
brzmieniem głosu Amy i świadomość tego, że są to jej ostatnie wydane nagrania
sprawiają, że ciężko skończyć po tylko jednym odsłuchaniu krążka.
8,5/10
Agnieszka
Strzemieczna
agnieszka <3
OdpowiedzUsuń