czwartek, 17 listopada 2011

Youth Lagoon - The Year of Hibernation (2011, Fat Possum)

Jest smutno i przytulnie, czyli domowa atmosfera łóżka i rozmyślań.
 








Melancholia aż wylewa się z tych dziesięciu utworów. Czy dobrych? W większości na pewno tak. Rewelacyjnych? Niektórych. Wielkich? Nie, na takie określenie nie odważę się jednak. Youth Lagoon, czyli tak naprawdę tegoroczny debiutant; kolejny debiutant próbujący swoich sił w modnym ostatnio lo-fi/chillwave/dream popie. Tak, namnożyło się tych wszystkich wykonawców jak grzybów po tsunami w Iławie i gdyby tak ktoś chciał usiąść i przesłuchać, dajmy na to, chociaż 3/5 całego materiału, zajęłoby mu to, w przybliżeniu, sześć kwartałów. Warto jednak zwrócić uwagę na dwudziestodwuletniego Trevora Powersa.

Niby to wszystko już gdzieś kiedyś było. Dzwoneczki, rozmyte eteryczne wokale, leniwa perkusja i aksamitne wręcz riffy gitarowe – te elementy przeplatają się na większości lo-fi produkcji. Syntezatory? Było. Harfy? No proszę was, „dawno i nieprawda” chciałoby się rzec. Ale nie ma co się przyczepiać, bo wypada to jednak nieźle. Nie olśniewająco, ale pewnie.

Co można powiedzieć o kompozycjach zawartych na The Year of Hibernation? Przede wszystkim to, że płyną – utwory w subtelny sposób przechodzą w kolejne pozycje na liście, przez co percepcja może trochę zaniknąć, choć z drugiej strony tworzy to swoistą bezpieczną przestrzeń życiowo-funkcyjną. Niby słuchamy, niby nam się podoba, ale jednak nie przywiązujemy większej wagi do tego co leci. I to jest największy mankament debiutanckiego krążka Powersa. Aczkolwiek z drugiej strony…

Z drugiej strony można wysnuć tezę, że Youth Lagoon specjalnie wyrzucił siebie i swoją twórczość na głębokie wody oceanu melancholii i kontemplacji kreując tym samym specyficzną płaszczyznę przeznaczoną na smutek i, co wspomniałem kilka wyrazów temu, kontemplację. Bo przy tak spokojnej muzyce nie idzie znieczulić tę jakże istotną część ludzkiej natury.

Co do samych utworów, to mocny jest już sam początek. „Mocny” oczywiście nie w znaczeniu „powerfull and hard”, lecz mierząc poziomem nagrań. „Posters” wycisza, zmusza do słuchania w skupieniu. Wokalnie znacznie podchodzi pod Mike’a Handreasa i jego projekt Perfume Genius (<3<3<3), co na stopro należy zaliczyć do pozytywów. Różni się już warstwą muzyczną, co również wychodzi na plus, bo kolejnego Perfume Genius nie potrzeba.

Fajnie jest i dalej. „Cannons” i „Afternoon” (skądinąd chyba najlepszy kawałek na płycie) zostawiają naprawdę dobre wrażenie. Refren w „Seventeen” to klasa – i to zarówno wokalnie, jak i muzycznie. Jest jeszcze „Daydreamer” czyli ułagodzona wersja niektórych motywów z M83 (na wysokości „ooooooooooooooooh”) i…i zaczynają się niemiłe schody zwane nudą.

Mimo całej swojej miłości do smutnych i „dołerskich” kawałków, a także mimo wyznawania życiowej zasady zwanej Weltschmerz, to nie kupuję wtórnie brzmiących „Montana” (ok., tu jest „moment” pod sam koniec”), „The Hurt” czy „July”. Uderzając w filozoficzne ekscesy teoretyczne, można by było stwierdzić, że Youth Lagoon dostatecznie nasiedział się pod kołdrą w swoim łóżku, zbytnio ją nagrzał, a wyżej wymienione kawałki to niefrasobliwe i dość przypadkowe odrzuty będące wynikiem nadmiernej nudy dobrze znanej sypialnianej scenerii. Emocje? Powieka nie drgnie.

Gdzieś na górze wspomniałem o dziesięciu utworach. I chociaż The Year of Hibernation zawiera ledwie osiem kompozycji, to występuje też wersja dziesięciościeżkowa. W tym przypadku będą to dwa bonus tracki – „Bobby” oraz „Ghost of Me”. Analizę porównawczą sobie daruję wspominając jedynie o tym, iż pierwszy z dwóch dodatkowych kawałków brzmi ładnie i schludnie, a co ważne, zachęcająco, „Ghost of Me” zaś tak, jak ostatnie z podstawowych kompozycji.

Nie jest źle, nie jest też rewelacyjnie. Wiem, że w kolejnym tekście takie zdanie znowu się pojawia, jednak całościowo na The Year of Hibernation powinno się patrzeć pozytywnie. Większość to udane kawałki, które potrafią zadziałać na emocje. Z drugiej strony końcówkę okupują potencjalne odrzuty z sesji nagraniowej, co zmusza do jednej z dwóch czynności: a) zapętlania początku, b) posłuchania płyty kilka razy i wrzucenia gdzieś głęboko do szafy. Proponuję pierwszą opcję, na jesień Youth Lagoon może się przydać. Zwłaszcza, jeśli lubimy leżeć plackiem na łóżku i kontemplować.

6.5/10

Piotr Stzemieczny


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.