wtorek, 1 listopada 2011

Casiokids – “Aabenbaringen over Aaskammen” (2011, Polyvinyl)

Casiokids, czyli norweska armia futrzaków atakuje









Casiokids to band z Norwegii, który dał się poznać radosnymi, synth-popowymi, naznaczonymi fascynacją electro-funkiem piosenkami, w swoim ojczystym, wbrew pozorom melodyjnym, języku. Po wielokroć wychwalani przez wszystkie NME oraz inne Pitchforki fundują nam kolejną porcję miłych dźwięków w postaci długogrającego albumu pod niezwykle wpadającą w ucho nazwą Aabenbaringen over Aaskammen. Wedle zaufanych ludzi tytuł oznacza coś na kształt Objawienia ponad wzgórzami.

Może to październikowe słońce albo perspektywa długiego weekendu, ale słuchając 8-bitowych dźwięków chłopców z Bergen trudno się nie uśmiechać. Już obok samej historii zbudowanej wokół zabójczego tytułu nie można pozostać obojętnym – krążek inspirowany jest legendarną osobą być może istniejącego badacza oraz obieżyświata, dra Tarzana Monsoona i jego epokowym odkryciem wyjątkowo niedostępnych lasów deszczowych. Dalej może być tylko lepiej.

Album otwiera instrumentalny, liryczny utwór tytułowy, przywodzący na myśl jakiś track z flipside'u Koyaanisqatsi Philipa Glassa. Trzy i pół minuty chill-outu rozpływają się w leśnych zwierzęco-roślinnych odgłosach, typowych dla kaset z muzyką relaksacyjną sprzedawanych niegdyś pod dworcami w już nie wojewódzkich miastach. Kontrastowo, singlowy  „Det haster!” to znana z wcześniejszych dokonań Casiokids norweska definicja electro-funku. Dominujący bit, intrygujące, syntezatorowe opowieści oraz monotonny wokal rozpalają ciekawość. Deszczowa dżungla transformuje się powoli w plastikową, szklaną, miejską konstrukcję. „Dresinen” natomiast rozpoczyna się indie-rockowym, elektryczno -gitarowym uderzeniem, któremu towarzyszy natychmiast chodząca w rytm nóżka słuchacza. Zmiany tempa wraz z modyfikacjami wokalu - od spokojnego do wysokiego i nieco panicznego oraz syntezatorowe wariacje sprawiają, że mamy do czynienia z naprawdę dobrym, zróżnicowanym numerem.

Kontynuacja instrumentalnej myśli z openera albumu ma miejsce  w „Kaskaden”. Intuicyjna znajomość norweskiego pozwala twierdzić, że kawałek ten, jak kaskada, stanowi próg, przejście między electro-popowym, zabawowym brzmieniem Casiokids, znanym z ich poprzednich dokonań, a nową jakością, bardziej  transgresywną, minimalistyczną i refleksyjną. Gdzieś tam pobrzmiewa nawet „Midnight City” w remixie Trentemøllera
(znów ta północ!), bardzo subtelne nawiązanie, ale wystarczające, aby zaliczyć numer do ulubionych na całym LP. 

Podobną, melancholijną twarz Casiokids ukazują w zamykającym krążek „Aldri ska me ha det goy”. Wokal, płaczliwe syntezatory i delikatna gitara tworzą nieco sigur-rosowy, jesienny klimat, dopełniany umiejętnie przez hipnotyzujące chórki w tle oraz basowy finisz.
Przy tej okazji warto uchylić kapelusza przed Ketil Kinden Endresenem, głównym wokalistą Casiokids, który bez wysiłku stoi na wysokości zadania nawet w stosunkowo wymagających numerach w rodzaju „London Zoo”.

Obcowaniu z The Revelation Over The Mountain (anglojęzyczny tytuł albumu) towarzyszy wrażenie, iż główny cel Casiokids stanowiło poszukiwanie pomysłu na siebie w obliczu niewątpliwego wyróżnienia, czyli otrzymania od legendarnego zespołu A-ha grantu w wysokości miliona ichniejszych koron, na znak mianowania chłopców zespołem o największym eksportowym potencjale.
Być może ciężar tego namaszczenia zaowocował utworami w rodzaju „Olympiskie Leker”. Popowym, tanecznym i niezbyt odkrywczym, mimo kilku perkusyjnych, tropikalnych smaczków, powstałym prawdopodobnie głównie w celu zaspokojenia rzeszy fanów, przyzwyczajonych do brzmień z poprzednich wydawnictw.

Aabenbaringen over Aaskammen
trudno z czystym sumieniem postawić obok wcześniejszych nagrań Casiokids, ciężko również dopatrywać się w albumie jakiegoś epokowego przełomu czy rewolucji.
Każdy numer, bez kontekstu całego LP, brzmi dobrze, brak wyjątkowych wpadek czy ewidentnie słabszych momentów. Nie ma jednak również myśli przewodniej oraz idei, która uzasadniałaby obecność tych dziesięciu utworów obok siebie.

Casiokids nie można odmówić zaraźliwej energii oraz dziecięcej wręcz muzycznej radości (vide OFF2010). Ewidentnie nadszedł jednak czas redefiniowania pomysłu na siebie oraz koncepcji grania.
Egzotyka języka norweskiego do pary z electro-popową przystępnością daje radę, robi jednak wrażenie  głównie na 16-latkach i na krótką metę.

Skandynawia jest krainą legendarną, black metalem i popem płynącą. Pozostaje mieć nadzieję, że na następnej płycie Casiokids strumień będzie bardziej wartki i bezkompromisowo zmiecie z nóg, podczas gdy przy Aabenbaringen over Aaskammen poziom wody sięga jedynie kostek, obnażonych w naszych przykrótkawych hipsterskich skinny jeans.

6/10

Dominika Chmiel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.