niedziela, 30 października 2011

M83 - "Hurry Up, We’re Dreaming" (2011, Mute/ Dream Music)

M83 z nowym albumem, czyli jest magicznie, chociaż tak nie do końca.










Zaczyna się obiecująco. Znany producent i młoda, choć już z wyrobioną marką piosenkarka stworzyli intro, które, wbrew zasadom, na długo zapada w pamięci. Anthony i Zola Jesus już otwierającym utworem zapowiadają niesamowitą podróż przez Hurry Up, We’re Dreaming i…trochę jednak oszukują.

Jasne, singlowe „Midnight City” to kawałek wręcz idealny. Ma wszystko to, czym M83 czarowało na swoich wcześniejszych produkcjach. Są wyciszenia, mocniejsze akcenty, wpadający w ucho temat, czy też ckliwe momenty (powtórzenie The city is my chuch). Może trochę ten saksofon wadzi w końcówce, ale całościowo wychodzi z tego mocny synth-pop, udany utwór, który, jeszcze w formie singla, będziesz zapętlał w nieskończoność, aż w końcu stanie się twoim ulubionym i na last.fm postawisz serduszko koło tego tytułu.

Nie, nie jest to konceptualny album. Tak, dotyczy snu, a całość podzielono na dwie części. Pierwszą marzycielską i wypełnioną ogólno pojętym światłem oraz drugą – cięższą i bardziej mroczną. Oczywiście fajnie jest filozofować, że Gonzales, za pomocą Hurry Up, We’re Dreaming, próbował wskrzesić w sobie i w słuchaczach głęboko osadzone w ciele i umyśle dziecko, że chciał wrócić do przeszłości i tym podobne. Takie postrzeganie sytuacji jest o tyle wygodne, co nieprawdziwe, gdyż M83 stworzył płytę poświęconą po prostu sennym piosenkom.

Oczywiście są pozycje żywsze (post-rockowe z nutą matematycznego chaosu „Year One, One UFO”) i takie, które usypiają („Wait”). Ale całościowo wypada to lepiej niż przyzwoicie. Można pokusić się o stwierdzenie, że Anthony Gonzales lepiej by wyszedł, gdyby, na bazie utworów z obu płyt, nagrał jeden album, jednak jest jak jest i fani M83 mają powód do radości. Sam się za takiego uważam, chociaż Francuz – w moim mniemaniu – przedobrzył. Dlaczego? Bo niektóre piosenki równie dobrze mogłyby się na
Hurry Up, We’re Dreaming nie znaleźć.

Chodzi głównie o totalnie bezpłciowe „Soon, My Friend”, w którym dosłyszeć się można gitary akustycznej, patetyczne „My Tears Are Becoming A Sea” i „Echoes of Mine” czy „New Map”. Wymieniłem trzy utwory, chociaż równie dobrze mogłoby się tutaj znaleźć więcej tytułów. Coś nie styka również w „Reunion” i nie wiem czy to stadionowy powiew kiczu, czy może aż nazbyt wyraźne wyjście Gonzalesa przed szereg. Tego zresztą na płycie jest więcej (za dużo). M83, z osoby, która głównie zajmowała się partiami muzycznymi, przerodził się w miłośnika własnego upojnego i wyniosłego śpiewu.

Co zatem urzeka? Wspomniane wcześniej dwa pierwsze utwory, spokojne „Wait” oprószone eterycznym wokalem, melodyjną harmonią i ogólnie akustycznym wykonaniem. Miłe jest również opowiadanie wygłoszone przez dziecko (o żabie) w „Raconte-Moi Une Histoire”. I te krótkie przerywniki między kawałkami. Niby to takie instrumentalne, brzmiące ambientowo wypełniacze, lecz i one potrafią wpłynąć na percepcję albumu. Bo czy „When Will You Come Home ?” albo „Where The Boats Go” są złymi pozycjami? Nie, świadczą raczej o pomysłowym I przemyślanym wątku kompozycyjnym Gonzalesa. Shoegazem, czyli dziedziną charakterystyczną dla M83 (chociaż skrywaną pod ogromną warstwą elektroniki) pachnie w „Steve McQueen”.

Ciężko zgodzić się z ekspertami, którzy
Hurry Up, We’re Dreaming widzą jako płytę roku, „Best new music” czy nawet „dziewiątkę”. Obiektywnie próbując spojrzeć na najnowszy krążek Francuza, przychodzą do głowy myśli, że Saturdays=Youth było pozycją bardziej przystępną dla słuchacza, niewymęczającą tak bardzo uszu odbiorcy lub, z drugiej strony, muzyką-tłem. Bo jeśli puści się te dwadzieścia dwa kawałki pod rząd, to wszystko zaczyna zlewać się w jedną całość, a to przecież korzystne dla muzyka nie jest. Mogło być lepiej (powinno być lepiej), jest patetycznie, choć nadal trochę magicznie i charakterystycznie dla M83.

4.5

Piotr Strzemieczny

1 komentarz:

  1. zgadzam się w 100% z powyższą recenzją, autor zwrócił uwagę na szczegóły które mnie samemu się podobają jak i nie podobają. W szczególności na fakt, że można by z tego zrobić świetny album jedno płytowy, a tak to trochę się to zbyt "rozlało" i ciężko jest czerpać taką przyjemność przy słuchaniu całości.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.