Melancholijny i wręcz ciężki od nadmiaru smutku folk młodej Laury to jedna z piękniejszych rzeczy, jakie przytrafiły się w tym roku.
Zapowiedzi Laury, że ten album będzie najlepszym w jej dyskografii nie były bezzasadne. A Creature I Don’t Know jest płytą kompletną, a Laura Marling jest artystką już prawie ukształtowaną. I chociaż może to zabrzmi śmiesznie (w końcu ona ma dopiero dwadzieścia jeden lat), to jej utwory cechuje niesamowita dojrzałość.
Opowieści o tym, że wcześniejsze płyty zbudowane były na cierpieniu emocjonalnym piosenkarki po zakończonym związku z Charlie Finkiem (Noah and the Whale) są już nudne, nie warto do nich wracać. Jednak ten smutek, ta melancholia nadal w Laurze siedzi. Słychać to w jej muzyce, wyczuć można w głosie. Tym ciężkim i poważnym głosie, w którym nie sposób się nie zakochać.
Ale nie zaczyna się melodramatycznie. Otwierający krążek „The Muse” prezentuje Laurę w nowym świetle – jest bardziej zespołowo. To już nie tylko panna Marling i jej akustyczna gitara, to dodatkowo szarpiący wręcz fortepian i perkusja, a wszystko to utrzymane w lekko jazzującym stylu. To również bardzo relaksacyjny, w sumie niespotykany dotąd w twórczości Angielki, utwór, który momentami może przypominać znacznie rozbudowaną wersję „Poor Boy” Nicka Drake’a.
Po tym miłym początku kolejne w kolejce „I Was Just a Card” pcha głos Laury w nowym kierunku. To wprost niesamowite jaki skok jakościowy ta dwudziestojednoletnia wokalistka zanotowała w niespełna osiemnaście miesięcy. Inspiracje Joni Mitchell są tutaj niezaprzeczalne, lecz to tylko inspiracje, nie natarczywe kopiowanie. No i Marling kolejny raz potwierdza, że jej songwriting stoi na wysokim poziomie. Duch Mitchell czuć ponownie w bardzo dobrym „Don’t Ask Me Why.
Ale nie zaczyna się melodramatycznie. Otwierający krążek „The Muse” prezentuje Laurę w nowym świetle – jest bardziej zespołowo. To już nie tylko panna Marling i jej akustyczna gitara, to dodatkowo szarpiący wręcz fortepian i perkusja, a wszystko to utrzymane w lekko jazzującym stylu. To również bardzo relaksacyjny, w sumie niespotykany dotąd w twórczości Angielki, utwór, który momentami może przypominać znacznie rozbudowaną wersję „Poor Boy” Nicka Drake’a.
Po tym miłym początku kolejne w kolejce „I Was Just a Card” pcha głos Laury w nowym kierunku. To wprost niesamowite jaki skok jakościowy ta dwudziestojednoletnia wokalistka zanotowała w niespełna osiemnaście miesięcy. Inspiracje Joni Mitchell są tutaj niezaprzeczalne, lecz to tylko inspiracje, nie natarczywe kopiowanie. No i Marling kolejny raz potwierdza, że jej songwriting stoi na wysokim poziomie. Duch Mitchell czuć ponownie w bardzo dobrym „Don’t Ask Me Why.
Za prawdziwy „hit” A Creature I Don’t Know można uznać “Night After Night”, w którym intymny i smutny tekst współgra z szeptanym niekiedy śpiewem, subtelną gitarą i iście hiszpańskim fingerpickingiem. „Night after night, day after day / Would you watch my body weaken, my mind drift away?“ – czy ten tekst nie smuci?
Umiejętności w zabawie z nasileniem dźwięku Laura okazuje w “The Beast”. Początkowo spokojny, typowy dla twórczości Marling wyciszony folk nagle przeradza się w drapieżną rockową balladę z mocnymi riffami i ciężką perkusją. To pierwszy taki utwór pochodzącej z Eversley piosenkarki. „Instead I got The Beast and tonight he lies with me” śpiewa Laura i muzyka idealnie to odwzorowuje. Ten kawałek śmiało mógłby się znaleźć na jednej z płyt PJ Harvey. Wielka bomba energetyczna, której nie można nazwać niewypałem.
Laura Marling potwierdziła, że dwie nominacje do Mercury Prize oraz nagroda Brit Awards słusznie jej się należały. Mało kto w taki subtelny sposób łączy ze sobą amerykańskie country, folk, motywy jazzowe z indie rockiem. A to wszystko w brytyjskich barwach. Dodajmy do tego poruszający głos oraz piękną urodę i mamy artystkę prawie kompletną. Prawie, bo na wszystko rzutuje jeszcze ten wiek. I chociaż A Creature I Don’t Know jest trzecim albumem Angielki, to już trzeci raz udowadnia, że należy ją zaliczać do czołówki artystów poruszających się w estetyce nu-folkowej. W 2011 roku tak mocno poruszyła mnie jeszcze tylko Anna Calvi i to do tych dwóch wokalistek powinien należeć ten rok. Nawet jeśli Anna jest debiutantką, a Laurę można nazwać już „starą wyjadaczką”, to obie prezentują wysoki poziom. Ta płyta nie ma wad.
9.5/10
Piotr Strzemieczny
Piotr Strzemieczny
Laura jest bardzo liryczną i obiecującą wokalistką. Ja osobiście ją uwielbiam.
OdpowiedzUsuń