poniedziałek, 26 września 2011

Games People Play - All is Temporary EP (2011, własne)

Electro, które może się podobać. Games People Play drażnią, ale w równym stopniu potrafią zafrapować.








Generalnie oprócz oldschoolu w wykonaniu noworomantycznych smutasów, Depeche Mode, New Order, ambientów kiedy jest mi smutno, agresywnych antykapitalistów z Atari Teenage Riot i pierwszego Dj'a Shadowa to nie lubię elektroniki. Games People Play mają do tego strasznie nadęty opis – z Freudem, reżyserem filmu, który jest takim klasykiem, że do tej poty nikt nie zrozumiał jego najsłynniejszego filmu (ale i tak jest spoko) i drugim reżyserem, którego filmy da się oglądać tylko pod warunkiem, że zapomina o tym, że jest Davidem Lynchem. Poza tym musiałem przypomnieć sobie co znaczy sublimacja (http://pl.wikipedia.org/wiki/Sublimacja_%28psychologia%29). Jednak przy tylu wadach ten duet ma jedną zasadniczą zaletę – grając electro mogę ich słuchać.

Mają też coś, co bardzo lubię w pierwszych nagraniach każdego obiecującego grajka, niezależnie od tego, czy potem przepotwarza się w loosera, czy w geniusza – zabawę z konwencją, trudno określić, czy bardziej wynikającą z nieporadności, czy z potencjału, bo przynajmniej dla mnie na All is Temporary są dowody na oba podejścia.


Wyśpiewany po francusku „Charm Distcret” łączy w sobie electro nakurw z uwodzicielskim śpiewem. „What is Missing” z kolei został zaserwowany jako melanż quasi-operowego jęku z podkładem na zasadzie „aranżujemy na plastikową modłę Yanna Tiersena”. „Borderline” to znany już od jakiegoś czasu hicior kompletny. Numer tytułowy przypomina najlepsze momenty tej płyty Yeah Yeah Yeahs, na której członkowie grupy zapomnieli o gitarach. Niestety, „Ways of Escape” przypomina mi raczej słodkie czasy, kiedy jeszcze jarało mnie soft-porno po 22 na „TVN turbo”, albo „Europa Europa”, przynajmniej dopóki trwa ta straszna szeptana-recytacja („zamawiał pan pizzę?uh, uh, uh, aaaaa!”/”zepsuła się pani lodówka, o boziu, tak, tak, tak!”), potem już wszystko normalnieje, ale wspomnienie dawnych zajawek w momencie kiedy się jest już dużym chłopcem z zarostem sprawia, że wolę omijać ten track. Ostatnie i zdecydowanie najlepsze „And Nothing After” klimatycznie (pod względem podkładu) pada niedaleko Ultravox, tyle, że jest to Ultravox podbarwiony drażniąco-intrygującym aktorskim podejściem wokalnym od delikatnych zaśpiewów, po niemalże hardcorowe wydarcie... i przynajmniej jak na moje ucho brzmi to jak pomysł. Są dowody zarówno na obie opcje.
Cóż są na tej EP-ce trzy kosiory, dwa średniaki i jeden straszak, ale po wysłuchaniu całości wrażenia są raczej pozytywne. Pytanie tylko, czy electro bracia do których sam nie należę taką estetykę kupią. Ja się tym nie przejmuję (słuchacze electro to jacyś hedoniści), bo mi się podoba. Games People Play drażnią, ale w równym stopniu potrafią zafrapować. No i dla każdego studenciaka nie-humanistycznego kierunku mają potencjał edukacyjny, wzięli nazwę od fajnej książki.
7/10

Mateusz Romanoski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.