W piątkowy wieczór, na scenie namiotowej, czas umilać nam będą Cut Copy. Oby większość materiału zaczerpnęli ze swoich starych płyt, bo najnowsza była bardzo zła…
Australijczycy podbili serca fanów swoim debiutanckim krążkiem Bright Like Neon Love. Cztery lata pod wydaniu albumu zachwycili kolejny raz. W 2008 roku wypuścili In Ghost Colours, czyli zbiór piętnastu romantyczno-electropopowych utworów, które nadawały się zarówno na imprezę, jak i do posłuchania w domu podczas sesyjnego wkuwania do egzaminu. Po kolejnych trzech latach (czytaj: w tym roku) mieszkańcy Melbourne postanowili uderzyć po raz trzeci. Teraz recepta była prosta: „robimy mega słodki ulepek tkliwych piosenek utrzymanych w stylistyce elektronicznej, może ktoś się na to nabierze, bo wcześniejsze nasze nagrania były za dobre, żeby teraz przeszły weryfikację”.
To, niestety, prawda. Niech ktoś wymieni – na palcach jednej ręki – dobre utwory na Zonoscope. Ciężko, nieprawdaż? No właśnie. Wrażeń z ubiegłorocznego koncertu w warszawskim Palladium też z trudem się spodziewać. Wtedy Australijczycy dali naprawdę niezły występ. Największe hity + (słownie: plus) dwa nowe utwory, które już zapowiadały niewyobrażalną zmianę w grze zespołu. To przykre, bo żaden z tracków na trzecim albumie nie przypomina tego, co zostało wydane na takim In Ghost Colours. Konkurujący z nami zresztą portal Pitchfork <żart> wybrał ten album na jeden z lepszych w 2008 roku, czemu się zresztą nie dziwimy, bowiem „Light and Music”, czy „Hearts On Fire” z miejsca stały się przebojami.
Na występ Cut Copy czekamy ze zniecierpliwieniem, bowiem, mimo tak słabego krążka, jakim jest Zonoscope, koncert Australijczyków może okazać się jednym z bardziej radosnych i ciekawszych wydarzeń na Heineken Open’er Festival.
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.