sobota, 25 czerwca 2011

Mona - Mona (2011, Zion Noiz Recordings/Island Records)

Na początku czerwca ukazała się długo wyczekiwana płyta amerykańskiego zespołu Mona. Kapela ta, pod koniec zeszłego roku przez wielu ogłaszana była tą, na którą należy zwracać szczególną uwagę w następnych miesiącach. 


Czy zapowiedzi te były jedynie wyolbrzymionymi, pobożnymi życzeniami, czy po prostu dobrym chwytem marketingowym, tego nie wiem. Pewne jest natomiast to, iż debiutanckiego albumu Mony słucha się dobrze… ale bez szału. Wielu dobrych słów jednak nie da się o ich muzyce powiedzieć, bowiem jest ona masą dźwięku, złożoną z  wielu, dobrze nam już znanych składników, z którymi mieliśmy już do czynienia wcześniej. 

Nie będę się tu rozpisywał na temat porównań Mony z Kings Of Leon, ponieważ jest o tym mowa przy okazji każdego artykułu opisującego działalność kapeli z Nashville. Dla rozwiania wątpliwości dotyczących podobieństwa tych dwóch kapel , wystarczy posłuchać utworów Radioactive (KOL) oraz Listen To Your Love (Mona), aby przekonać się, iż chłopaki grają bardzo, ale to bardzo podobną muzykę. 

Przeróżne opinie na temat tego albumu są diametralnie różne, jedni go krytykują a inni wychwalają pod niebiosa. My natomiast możemy jedynie doradzić Wam, czy warto sięgać po ten krążek czy nie. Jeśli lubicie Kings Of Leon i typowy amerykański rock, bez zbędnych udziwnień elektronicznych, to ta płyta jest dla Was. Znajdziecie tu parę naprawdę świetnych kawałków, m.in. Shooting The Moon, który jest moim osobistym faworytem, jednak tylko dlatego, iż jest szybki, energiczny i efektowny oraz z cała pewnością świetnie spisuje się na koncertach. Cały album jest perfekcyjnie dopracowany i wyważony. Znajdziemy na nim ballady i ostrzejsze rockowe kawałki, więc jeśli szukacie w muzyce czegoś naprawdę ciekawego i oryginalniejszego, to na pewno nie znajdziecie tego w twórczości tej amerykańskiej kapeli.

Ogólna ocena płyty nie może jednak być wyższa niż 6 punktów na 10. Jest ona dość dobra, ale nie wnosi do muzycznego świata nic poza paroma przebojowymi kawałkami i wpadającymi w ucho gitarowymi riffami. Może wrócę do niej raz czy dwa, jednak na pewno nie zapadnie mi na długo w pamięci. Wątpię też czy Mona osiągnie sukces podobny do chłopaków z Kings Of Leon, bo przecież na tym świecie miejsca jest tylko dla jednego… KOL… i jest nim właśnie… KOL…. naprawdę wystarczą nam tylko oni. Co za dużo to niezdrowo…. A miało być tylko o Monie….

6/10

wojtek irzyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.