piątek, 1 kwietnia 2011

To się nazywa powrót: 10/10!

Kiedy usłyszałem, że powraca – płakałem. Z radości. Cały Boży dzień, całą, długą noc. Bo wiedziałem, że najnowszy krążek będzie niesamowity. Że złamie wszelkie konwenanse, że wykreuje nową drogę w świecie muzyki. Będzie po prostu zajebisty najlepszy. Jest powrót stulecia. Jest płyta roku!


Od zawsze byłem wielkim fanem jej talentu. To rock and rollowe zacięcie, mocne, punkowe riffy gitarowe, ambitne teksty poruszające tematykę bólu świata przeplatane ironicznym poczuciem humoru. Na każdej kolejnej płycie dodawała najnowsze rozwiązania elektroniczne. Ba, ona je sama tworzyła. Obdarzona niesamowitym głosem, cudownym ciałem i ogromnym talentem. Tak, Famme Fatale jest najlepszą płytą, jeśli skumulujemy to, co zostało wydane w 2010 roku i przez ostatnie trzy miesiące.
 
Nie wierzycie? Sprawdźcie sami. Wszystkie listy muzyczne w Europie i Stanach zamieszczają wysoko jej dwa najnowsze single - "Hold It Against Me"
oraz "Till The World Ends".  Pierwszy wymieniony i tak jest majstersztykiem samym w sobie. Początek utworu to solidna dawka house-popu i vocal trance’u. Środek to pokaz songwriterskich umiejętności Britney. Końcówka? Widać, że panna Spears nie próżnowała i uważnie śledziła rynek w ostatnim czasie. Benga nie zrobiłby tak dobrego dubstepu.

Drugi singiel – "Till The World Ends" – jest jeszcze bardziej czarujący. Podkład mamy lepszy niż w kawałkach Tiesto na Kaleidoscope. Britney jest jeszcze bardziej drapieżna niż Rihanna i Nicole Scherzinger razem wzięte. Głos przerobiony vocoderem. No i mamy tutaj motyw tak popularny ostatnimi czasy w muzyce elektronicznej. Techniawkowy bit i śpiew byłej dziewczyny Justina Timberlake’a „o-o-o-o-o-o-o-o” sprawiają, że ręka sama idzie do góry, a z dłoni formuje się sławny ‘elektro palec’ (to samo można powiedzieć o wyczynach Kele Okereke i – to bardzo smutne i naprawdę ubolewam nad tym – Calvina Harrisa).

Na Famme Fatale brakuje największych hitów tej niewątpliwie utalentowanej piosenkarki – „(You Drive Me) Crazy”, "Sometimes", "Stronger", "Oops!...I did It Again" oraz oczywiście "Lucky". Wierzę, że te wszystkie kawałki byłyby niesamowite w wersji hard-tech-trance-industrial-jungle-pussy-punk.

Już o tym wspomniałem, ale tych słów nigdy się nie bałem. Britney jest największą piosenkarką XX-wieku. PJ? Zapomnijcie, Madonna? He, He, He (w wykonaniu Jacka Gmocha). Dla mnie płytowy rok 2011 w momencie premiery tego krążka już się zakończył.

10/10

From FYH! with LOVE


1 komentarz:

Zostaw wiadomość.