Niezależnie, klimatycznie, nastrojowo – tak właśnie jest na Bumpy, pierwszym oficjalnym wydawnictwie warszawskiej grupy How How.
„Widziałam że pisaliście o Kyst - jeżeli lubicie taką muzykę, ten projekt na pewno też Was zainteresuje” – takimi oto słowami zaintrygowała mnie Ania.
Bo Kyst fajnie grają (recenzja). I w sumie miała rację. Z jedną poprawką. O ile chłopacy (pozdrowienia dla Agnieszki, która nie zna się na języku polskim) z Sopotu stawiają na wielce akustyczne granie, zahaczające o ekstremalny minimalizm (OK., na najnowszym krążku odeszli od tych rozwiązań), to już w twórczości How How usłyszymy fuzję instrumentów z elektroniką.
Bo Kyst fajnie grają (recenzja). I w sumie miała rację. Z jedną poprawką. O ile chłopacy (pozdrowienia dla Agnieszki, która nie zna się na języku polskim) z Sopotu stawiają na wielce akustyczne granie, zahaczające o ekstremalny minimalizm (OK., na najnowszym krążku odeszli od tych rozwiązań), to już w twórczości How How usłyszymy fuzję instrumentów z elektroniką.
Tylko cztery piosenki, siedemnaście minut muzyki - ciepłej i przytulnej – oraz spokojnego, szeptanego śpiewu. Wszystko to urzeka. Od "Before|After" How How wprowadza słuchacza w stan zadumy i relaksu, aplikuje dodatkowy oddech. W takim stanie warszawianie trzymają w kolejnych utworach – lekko chilloutowym, monotonnym (ale nie w złym znaczeniu tego słowa) "February March", ambientowym "Flimp", kończąc na "Fircyku", kompozycji, w której freak pop(?) spotyka się z kystowskim, minimalistycznym folkiem.
Bo w Bumpy istotną rolę odgrywa przestrzeń. Można powiedzieć wręcz, że te utwory ‘płyną’, a słuchacz dryfuje razem z muzykami.
7/10
Piotr
gdzie można zdobyć tę płytkę? zaintrygowaliście mnie.
OdpowiedzUsuńtu: całkowicie legalnie http://howhow.bandcamp.com/
OdpowiedzUsuń