piątek, 15 kwietnia 2011

Jamie Woon - Mirrorwriting (2011, Polydor / Candent Songs)


Niestety nie miałam przyjemności być na jego koncercie w warszawskim klubie 1500m2, ale za to mam płytę, której szybko się nie pozbędę z mojego ipoda!





Jamie Woon to 28 letni piosenkarz i producent, absolwent prestiżowej BRIT School. Jego twórczość oscyluje pomiędzy R&B, Soulem oraz niezwykle modnym ostatnio (nawet u Britney Spears!) dubstepem.
Jamie to taki człowiek orkiestra. Sam sobie skomponował, sam napisał teksty, sam zagrał a nawet sam to wszystko wyprodukował!
Jego słodki głos, jaki w genach przekazała mu mama – piosenkarka folkowa Mae McKenna, w połączeniu z R&B momentami przywodzi na myśl początki twórczości Craiga Davida. Ale tylko momentami! Jamie jest daleki od mainstreamowej papki rodem z MTV. I chyba można powiedzieć, ze jest w pełni dojrzałym artystą, który umiejętnie żongluje gatunkami muzycznymi.

Czekając z utęsknieniem na lato dogrzewam się jego ciepłym głosem. Nie jest to coprawda radosna i dynamiczna muzyka, ale w sam raz do domowego chillowania.
Mirrorwriting to jego debiut, mimo, ze pierwszy singiel Night Air wyszedł już w 2010r, a 2 lata wcześniej Jamie wypuścił EP-kę Wayfaring Stranger. W tym roku został już doceniony przez BBC - znalazł się na czwartym miejscu w plebiscycie Sound of 2011.

Niestety małym minusem jest zbyt duże podobieństwo niektórych utworów do siebie, ale jak napisałam na samym początku, nie jest to typowe R&B, bo jak dodać do R&B głęboki bass i trochę mroczniejszych elektronicznych sampli, to robi się z tego nieomal dubstep (np. kawałek „Spiral” albo „Second Breath”). Jednoznacznie nie da się go zaszufladkować, a takich twórców lubię najbardziej, bo nie są prości.

Jak dla mnie najlepszym kawałkiem na płycie jest Gravity, który łączy w sobie jakiś taki smutek z refleksją, R&B z elektroniką.

Dużym plusem jest zamiłowanie Jamiego do mrocznej i głębokiej elektroniki, co z resztą można wyczuć w niektórych momentach Mirrorwriting. Dlatego też, jeszcze przy EP-ce Wayfaring Stranger nawiązał współpracę z Burialem, który zremixował po swojemu ów utwór.



Podsumowując – dobry debiut. Płyta, jeśli chodzi o jakość dźwięku, nagrana perfekcyjnie. Jamie dopieścił ją w każdym aspekcie. I jeszcze brzmienie akustycznej gitary! Momentami  jest naprawdę słodko. Szkoda tylko, że nie wyszła na jesieni. Idealnie współgrałaby z jesienną aurą.

7,5/10

Agnieszka Strzemieczna

4 komentarze:

  1. ciekawy jest w ogóle motyw z burialem, nie wiem, czy doczytałaś, ale to właśnie on pchnął jamiego do produkowania utworów w tym stylu jak na płycie. przedtem przecież bardziej można go było zaliczyć do sceny acoustic/singer-songwriter. na żywo zaś kawałki z mirrorwriting brzmią bardziej funkowo. jestem bardzo ciekawa jak się rozwinie dalej jego kariera.

    OdpowiedzUsuń
  2. dodać należy, że 'Wayfaring Stranger' w oryginale to również produkcja Buriala, tyle, że pod jego własnym imieniem i nazwiskiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja jestem mocno zakochana w Jamim od kiedy przypadkiem znalazłam "Night air" i w moim uwielbieniu nie potrzebuję kwalifikować go do jakiegoś konkretnego gatunku - jest fantastyczny w ogóle w ogóle! :)

    A koncert - zdecydowanie za krótki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, skąd informacja, że Burial produkował "Wayfaring Stranger" w oryginale.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.