czwartek, 21 kwietnia 2011

Diego Garcia - Laura (2011, Nacional Records)

Debiutancki album frontmana Elefant może zaskakiwać tylko tych, którzy przegapili singlowe „You Were Never There” z października ubiegłego roku. Diego Garcia porywa serca i wbija w nie cierń smutku.






Laura
to zbiór piosenek o nieszczęśliwej miłości, o rozstaniach, po prostu o końcu relacji między dwójką ludzi. Nie, płyta nie jest poświęcona – tak jak to można by było odbierać – tylko jednej osobie. Nie ma tu typowych dla kawałków Elefant zadziorności, nie ma szybszych momentów. Są za to melancholijne ballady zbudowane na latynoskiej gitarze i zawodzącym, przepełnionym rozstaniami śpiewie Diego Garcii. A że takie granie zawsze jakoś kojarzyło mi się ze zwrotem „latino-kubana” (w sensie nie smętny folk, tylko ta gitara), to byłbym „na nie”, jednak…

Już zapowiadający płytę singiel „You Were Never There” miał w sobie to rzadko spotykane, łagodne piękno, które urzekało i kazało w pamięci szukać obrazków znanych podróżnikom, czyli – jak to zresztą wymyślił sam Diego – „wschodzące słońce nad Capri w 1973 roku”. I to taki jedyny radosny akcent muzyczny. Reszta przygnębia. Słuchacz poczuje się jak Werter.
Niektóre kawałki, jeśli się dobrze wsłucha, przypominają solową płytę Alexa Eberta. Spokojny, miły dla ucha folk. Garcia znacząco odszedł od stylu swojej byłej już formacji (Bo Elefant rozpadli się, bez żadnej przyczyny, w ubiegłym roku) i to chyba lepiej. Delikatny głos wokalisty koi nerwy, wciąga i rozkochuje swoim tragizmem. „Waleta” – to określenie jak ulał pasuje do Laury.

Zwrócić uwagę należy również na paradoks – piosenki są smutne, to fakt, ale są również niesamowicie wyluzowane. OK., może nie wszystkie, bo tytułowy track rozczula. Inne, jak wyżej wspomniany singiel, „Roses and Wine”, „Separate Lives” i kapitane „All Eyes on You” aż wymagają słuchania na plaży, jeśli nie gdzieś w Kalifornii, to chociaż  w Sopocie (tam po lewej stronie jak zejdziemy z molo, przy takim parku są idealne miejsca - polecamy).

Rozczulają również teksty. “It’s hard to move on / when the feelings are gone / you know that love fades / in my heart I’ve got nothing to hide / In my heart I’ve got nothing baby.”( to z “Nothing to Hide”) czy “You will always live inside my heart / in memories long after we’re apart / even when my days are long and dark / you will always live inside my heart” (“Inside My Heart”) wydają się takie życiowe.

Jest tylko jedno „ale”. Czy ten smutek, ta nostalgia umiejscowiona na dziewięciu piosenkach jest w stu procentach realna? „Przez ostatnie cztery lat podążałem za swoimi instynktami, aby odnaleźć nowe dźwięki” mówił Diego Garcia po nagraniu Laury. Znalazł je. Przy pomocy gitary klasycznej, tamburynu, czy spokojnej perkusji przekazuje swoje smutne myśli i wspomnienia. Swoje założenia spełnił w 85 procentach.

8/10

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.