Shoegaze’owe granie z domieszką psychodelicznych gitar. Czy można chcieć czegoś więcej? TAK! Dłuższego materiału.
Ribbons, czyli najnowsza EP-ka Heliotropes wciąga. Może to za sprawą uwodzicielskiego głosu wokalistki, Jessiki Numsuwankijkul. A może po prostu za sprawą dobrego, lekko psychodelicznego, a już na pewno hałaśliwego grania? Prawdopodobnie wszystkie te czynniki sprawiają, że zarówno ich debiutanckiej mini-płytki (III), jak i drugiej EP-ki słucha się przyjemnie. Recepta była prosta – w 2008 roku trójka mieszkańców Nowego Jorku postanowiła założyć band i grać covery Briana Eno, używając tylko gitary, perkusji i harmonii. Skończyło się krążkiem z trzema piosenkami, w których usłyszeć możemy inspiracje m.in. My Bloody Valentine.
Na drugiej EP-ce styl grania zespołu niezbyt się zmienił. Nadal mamy senną perkusję, mocne szarpanie gitary i ten nawiedzony śpiew, przechodzący to w deklamację, to w krzyk (True Love’s Knot). Tytułowy Ribbons to spokojna ballada utrzymana w mrocznym klimacie. Początkowo mamy do czynienia ze spokojnym zawodzeniem Jessiki, dopiero potem utwór się rozkręca się, tempo perkusji wzrasta, a dziewczyny tym samym przygotowują nas do wymienionego wcześniej True Love’s Knot.
Wszystko to ładnie i fajnie brzmi – na pewno lepiej niż Warpaint. Heliotropes zapraszają słuchacza do swojego senno-drapieżnego świata. Czekamy na pełen materiał, bo dwie piosenki, które trwają zaledwie siedem minut to stanowczo za mało.
7/10
Piotr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.