wtorek, 8 lutego 2011

James Blake - James Blake (2011, Atlas)

Dobra recepta na sukces? 1. musisz być z Wielkiej Brytanii, 2. powinieneś być młodym chłopcem, koniecznie o anorektyczko-rudawej urodzie, 3. mieć łatkę uzdolnionego, 4. najlepiej żebyś przygodę z profesjonalną muzyką rozpoczął od tworzenia czegoś, co na Wyspach aktualnie przeżywa swój renesans, 5. dobrze, abyś przejawiał zainteresowanie rozwojem muzycznym, a także augmentacji gatunkowej, 6. nagrać cover znanego wykonawcy. Hipotetycznie dajmy dla przykładu Feist.
Jeżeli spełniasz „chociaż” cztery z wyżej wymienionych czynników, to na pewno od dawno promuje Cię największa wyrocznia do spraw muzyki, czyli BBC Radio. W tym momencie możemy postawić wszystkie pieniądze, że nazywasz się James Blake i obecnie twoja płyta jest najbardziej wyczekiwanym wydawnictwem.



Nie wiem dlaczego…
Blake to obecnie ‘hottest’ wykonawca młodego pokolenia. Rok 2010, wg wielu krytyków, należał właśnie do niego. EP-ki znajdywały się na czołowych miejscach większości przejawiających alternatywne aspiracje portali/blogów. Dubstep. Hmmmm.

Na James Blake (tak, ten kreatywny niewątpliwie artysta całą swoją wenę zużył na przygotowanie niezwykłego, nowatorskiego, łamiącego wszelkie bariery w dziedzinie muzyki albumu. Na tytuł zabrakło, jak widać, pomysłu. Chyba, że jest to przejaw zapędów minimalistycznych) usłyszeć możemy, jak ostatnio stwierdzono, PRAWDZIWY post-dubstep. Czymkolwiek ten gatunek jest, ja ledwie dosłuchuję się dubstepu. Wbicie mocniejszego bassu nie zrobi wcale z przeambicjonowanego popu czegoś innego. Jakkolwiek silny będzie ten hype, to nie przejdzie.

James Blake na swój debiut album przygotował jedenaście kawałków. Wszystkie to, oczywiście, piękne kompozycje, przejawiające fuzję fortepianu, przepuszczonego przez vocoder głosu, wszystkich tych auto tune’ów, które to razem zlewają się na popowo-soulowe ciało stałe.
Pochodzący z Londynu producent chyba lekko naciąga słuchaczy. Limit to Your Love, które wypromowało Blake’a, jest źle odbierane przez niewątpliwie masową już w tym przypadku publiczność. Ubranie słodko-spokojnego kawałka kanadyjskiej folk-singerki Feist w dźwięki fortepianu, stonowany wokal i soft-dubstepowe klimaty otworzyło Jamesowi prawdziwą drogę na szczyty. Ocenianie LTYL jako hymnu XXI wieku jest zatem wielkim nieporozumieniem. Aby to zrozumieć, należy tylko uważnie się wsłuchać w utwór, a podobieństwo do wersji Feist stanie się przejrzystsze niż woda w jeziorze leleskim .

Nie wiem, czy odbieranie tego albumu jako wielce dojrzałego i innowatorskiego jest spowodowane regresem społecznego rozumienia muzyki i zadowalania się balladowo-popowymi Kings of Leon, wtórno- archaistycznymi Hurts czy szeroko pojętą muzyką elektroniczną, spłyconą do „elektro” i powszechnie używanych ‘bonkers’ czy ‘pierdolnięcie’. Jeśli to są właśnie czynniki wypychające Blake’a na piedestał artystów młodego pokolenia, to za rok/dwa ludzi jarać będzie ‘małpa na sznurku’.
Bowiem James Blake to płyta tylko z pozoru ambitna. Przyjęło się, że Blake jest uzdolniony, bo komponuje, bo tworzy i trzeba go słuchać. Prawda jest jednak taka, że debiut album brzmi niewyobrażalnie nudno. Gra na emocjach słuchaczy nie powinna się sprawdzić w tym przypadku. Nadmierny hype i ‘lansowanie się’ na słuchanie Blake’a przypomina niemal taką oto sytuację: jest sobie dziewczyna. Tej dziewczynie podoba się chłopak, który jednak ma totalnie odmienny gust muzyczny. Co ma zrobić biedna dziewczyna? Zaczyna słuchać tego, co jej wybranek platonicznej miłości. W ten sposób oto zwraca na siebie uwagę młodzieńca. I żyją sobie długo i szczęśliwie dopóki jej udaje się przeglądać brytyjskie strony muzyczne. Znamy na tę sytuację idealne określenie – pozerstwo. I tutaj, w tym właśnie miejscu, pojawia się problem Blake’a. Nie mając nic ciekawego do zaoferowania stworzył psalmowe wręcz utwory, w których najważniejszą rolę pełni cisza. Początkowo słuchaczom może się ona podobać, jednak jerst to tylko złudne odczucie. James dokładnie wie, gdzie zrobić pauzę, aby przyciągnąć słuchacza. Ale jest to tylko złudzenie. Prostotę przysłania bowiem czymś wyrafinowanym-magicznym – głębią ciszy i spokoju.

Żeby nie czepiać się do końca Blake’a należy wziąć pod uwagę jedną poprawkę. Hype – to on jest winny. Niepotrzebna promocja i cover zrobiły mu trudny start. Słuchacze, mając w pamięci tę „epicką” (sic!) wersję Limit to…. zawiodą się. Tylko pozerzy (i pseudointelektualiści) będą się radować, w końcu trzeba być hipsterem. Jakoś.

4

Piotrek

21 komentarzy:

  1. james blake to dubstep? to czym jest benga, kode9, skream, 6blocc, loefah?

    OdpowiedzUsuń
  2. według ekspertów i "wtajemniczonych" post-dubstep ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. też, ale dubstep ma wiele podgatunków przecież

    OdpowiedzUsuń
  4. Wojtku, podpisuj się, że to Ty.

    a to Piotr pisał.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ejj...kto pisał tą recenzję bo nie mogę do tego dojść?

    OdpowiedzUsuń
  6. a, ojej. Piotrek pisał. wdał się tak zwany i dobrze znany z jednego starego programu pewnej komercyjnej stacji 'zonk'. poprawione ;]

    OdpowiedzUsuń
  7. Po jednym przesłuchaniu Blake'a wróciłam do Feist.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo nie ma na nią hajpu ;)
    A tak poważnie to według mnie zdecydowanie przesadziłeś. Płyta zła nie jest, może ciężka do słuchania, trzeba mieć do niej odpowiednie podejście ale na pewno nie można napisać, że jest zła. Mam również wrażenie, że teraz powoli robi się modne być przeciwko temu co akutalnie jest modne. Chcesz być taki alternatywny i taki inny od reszty uważając, że płyta jest zła i przereklamowana. Dobre są tylko rzeczy o których nikt nigdy nie słyszał? Nie sądzę.
    Jak można odjąć punkty za ocenę płyty jako karę za hajp? Wszyscy jej słuchają, wszytskim się podoba więc mi, nie dość że się nie podoba to jeszcze zabiorę punkty bo innym się aż za bardzo podoba. Lekko niepoważne podejście.

    btw. cover Blake'a jest według mnie o niebo lepszy od oryginału Feist. Sorry.

    OdpowiedzUsuń
  9. Tobie się ona podoba, mi już nie do końca. Feist dużo lepsza, jednak.

    "Jak można odjąć punkty za ocenę płyty jako karę za hajp?"- najwidoczniej jakoś to się udało. Wiesz, czy poważne, czy nie, to blog przedstawiający subiektywne podejście do tematu. jeżeli ktoś po przeczytaniu recki włączy płytę i stwierdzi, że mam rację, to fajnie, piona dla niego. natomiast jeżeli nie spodoba mu się txt i stwierdzi, że nie mam racji, to ok. ja mam swoje zdanie, szanuje drugiej osoby. Co nie zminia faktu, że jak widać na załączonym obrazku, można odjąć za hype. Płyta nie jest zła, płyta jest prześrednia.

    Mam również wrażenie, że teraz powoli robi się modne być przeciwko temu co akutalnie jest modne. Chcesz być taki alternatywny i taki inny od reszty uważając, że płyta jest zła i przereklamowana. Dobre są tylko rzeczy o których nikt nigdy nie słyszał? Nie sądzę.
    No nie do końcal. natomiast jak zauważyłaś, wdużo znanych rzeczy jest tutaj dobrze ocenianych. Są szroty, są średniawki i są fajne rzeczy. Nie, nie chcę być taki alternatywny, jestem normalny i piszę o tym, co mi się podoba, a co nie ;] Nie zgadzasz się? Dlaczego? co Cie urzekło w Blejku? A przeciw większości rzeczy blog jest od początku istnienia.

    OdpowiedzUsuń
  10. Natomiast jeśli widzę, że ktoś się jara (zupełnie niepotrzebnie) takimi cudami jak paula i karol, kings of leon, kumka olik, oot, interpol czy właśnie blake, to chyba mogę przedstawić swój punkt widzenia i go uzasadnić

    OdpowiedzUsuń
  11. Żaden z wymienionych jakos specjalnie mnie nie interesuje, więc pudło ;)
    mozesz jak najbardziej, przy czym odejmowanie punktów "za hajp" jest zupelnie bezcelowe i nie mające nic na celu oprócz pokazania że się jest ponad to.
    ja co do płyty blake'a mam mieszane uczucia. nie powiem ze jest zła, ale też do końca mi nie podchodzi. potrzebuje odpowiedniego nastroju aby tego słuchać. czasmi mam wrażenie, że jest przekombinowana, ale jest parę perełek. co do hajpu mam wrażenie że dzieciarnia słucha tego bo to modne a nie dlatego, że im się podoba. nie znaczy to jednak że trzeba za to tą płytę hejtować.

    OdpowiedzUsuń
  12. ale ja nigdzie nie napisałem, że coś z wymienionego tego niżej czegoś Ci sie może podobać. jest celowe, bo gdyby Blake nie był aż tak promowany, na tę płytę nie czekałoby się aż tak bardzo (a widzialem, że są ludzie, którzy czekali), a tym samym przeszłaby bez echa. ot, byłaby kolejną płytą, która jest taka sobie. czasem warto posłuchać, ale nie jest to obowiązek i nie jest to osoba, która wyznacza trendy muzyczne. nie powiesz, że jest zła? ok, ja tego też nie powiedziałem. to średni krążek. o słuchaniu dla mody wśród obecnej młodzieży gimnazjalno-licealnej (chociaż nie tylko!)również wspomniałem. Pozdrawiam serdecznie.

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  13. O, w końcu ktoś napisał ,że cała wrzawa wokół Jamesa Blake'a jest lekko naciągana. Ja jakoś nie łapię w czym ten koleś jest taki genialny.

    OdpowiedzUsuń
  14. ou, dzięki, że doceniłeś mój punkt widzenia i na dodatek się z nim zgadzasz. też nie ogarniam co takiego jest w nim szczególnego, ale najlepiej chyba zapytać o to dziennikarzy BBC oraz tych z Pitchforka ;]

    Piotr

    OdpowiedzUsuń
  15. jesteś frajerem człowieku. nie chodzi nawet blake'a ale ogólnie
    jkx

    OdpowiedzUsuń
  16. Zastanów się, czy Twoja mama byłaby z ciebie dumna za takie brzydkie teksty. Pozdrawiam.

    Piotr.

    OdpowiedzUsuń
  17. nie ma to jak "konstruktywna krytyka na poziomie". a co to go obchodzi że dla ciebie jest frajerem człowieku ;]

    OdpowiedzUsuń
  18. Ja nie kojarzyłem EPek i gdy przesłuchałem album akurat niespecjalnie siedziałem w internecie i śledziłem nowości muzyczne. Płyta była do ściągnięcia na lubianym przeze mnie portalu i zaryzykowałem - jak to często mam w zwyczaju - przesłuchanie czegoś, czego nie znam, a gdyby nie podpasowało usunąłbym do śmieci. Później faktycznie przeczytałem trochę informacji o tym chłopaku i cóż... trzeba przyznać, że z niewiadomych przyczyn jego promocja jest ewidentna, ale także zaczęła się - chyba - od poziomu alternatywnego. Mimo coveru Feist (którego mogłoby na albumie nie być, wystarczyłby na Epce, gdyż nie pasuje do klimatu całości wg mnie) Blake nie tworzy muzyki, którą słuchało by się masowo - po prostu wg mnie fizycznie jest to mało możliwe. Nie ma w tym melodii i przebojowości. Zastanawiam się w tym momencie, czy to po prostu nie jakiś slepy los, czy szczęście dla Blake'a, że tak się potoczyło - same dobre recenzje, dużo szumu i nagle wzrastająca ilość słuchaczy (a jestem na last.fm). Podobnie było też z inną młodą Soap and Skin. W przypadku ich obojga - można się nieco czepiać naiwności w ich twórczości, ale nie siegają po coś sztucznie i tutaj nie zgadzam się z chęcia pozerstwa u Blake'a. On akurat wg mnie wie , co robi i jak chce to robić. Co więcej słuchając jego Epek wcześniejszych, niż album on się wciąż kształtuje i tutaj nie widziałbym tego, jako chcęci przypodobania się słuchaczom, czy krytykom - szereg ludzi lubiących Epki nie lubi albumu i odwrotnie. Ja z ciekawością czekam na jego dalsze losy i mimo tego, że również nie lubię takiej atmosfery to mimo wszystko nadal nie czepiam się samej muzyki, która jest niezła.

    OdpowiedzUsuń
  19. fajnie, że jako jeden z niewielu wyraziłeś swoją opinię w racjonalny sposób. my jesteśmy mega ciekawi jak zaprezentuje się Blake na HOF.

    OdpowiedzUsuń
  20. Heh, dzięki. Czas pokaże co się dalej z tym chłopakiem stanie. Na żywo go nie widziałem - akurat miałem ciężki okres w pracy, gdy grał w Krk.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.