czwartek, 27 stycznia 2011

Glasser - Ring (2010, Matador Records)


Nie będziemy pisać, że znamy Glasser od podstawówki/gimnazjum/liceum. To wstyd? Możliwe. Świadczy, że Fuck you, Hipsters jest nierzetelne? Pewnie tak. Że jesteśmy impertynentami muzycznymi? Oj zapewne! Jaką byście dali odpowiedź, przyjmiemy to na klatę! Ba, jeśli Wy znacie Glasser od dawien dawna, to zapewne jesteście hipsterami (lub jak woli Maciek i wiele, wiele innych osób – hipstersami) i mamy wam do powiedzenia tylko jedno zdanie: Fuck you, Hipsters! Ha, Glasser, a dokładniej Cameron Mesirow, dopiero zadebiutowała w 2010 roku swoim krążkiem Ring. Komu łyso, komu głupio? Wierzcie, że nie nam!

Stanowczo nie zgadzamy się z lastfm, że pochodząca z Kalifornii wokalistka dobija do brzmień, jakie serwuje nam Florence (Welch) i (jej) maszyna. Co to, to nie! I Cameron nie jest młoda. Dwadzieścia siedem lat to nie jest mało (a tak podawały niektóre polskie ‘portale muzyczne’)(pamiętajcie, jedyny fajny to my – tak, jesteśmy zuchwali, ale potrafimy przyznać przynajmniej, że Stop mi!, Out Of Tune czy Muchy są słabe).
                                                    
Fajnie jest odkryć wykonawcę poprzez remiks (w tym przypadku Lindstroma). Jeszcze fajniej, jeśli po takiej wersji spodoba nam się bardziej w oryginale (a remix był dobry). Tak było w przypadku Glasser, zamiłowanej w eksperymentalnym folk (freak ?) popie piosenkarki. Ring kipi właśnie od takich dźwięków – dziwnych, czarodziejsko-tajemniczych, niekiedy pachnących tropikiem dźwięków. Cameron rozpieszcza nas czymś jeszcze –melodyjnym śpiewem. Wszystko to przywołuje skojarzenia z Bjork czy Bat For Lashes.

Co można jeszcze można napisać o Mesirow? Chyba raczej nic. Najlepiej odpalić Ring i udać się w tę 38-minutową, niekiedy psychodeliczną, na pewno barwną i marzycielską podróż, w której każda piosenka jest ze sobą powiązana.


7

Piotr Strzemieczny



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.