wtorek, 3 listopada 2015

RECENZJA: Rydberg - Rydberg



WYTWÓRNIA: MonotypeRec.
WYDANE: 18 marca 2015

Rydberg. Mentor Kurta Wallandera, zmarły na raka komisarz (tak? nie pamiętam, jak błądzę, to niech mnie ktoś poprawi), idol bohatera książek Henninga Mankella. Policjant, podobno, genialny. Szwed.

Rydberg. Szwedzki fizyk, autor wzoru Rydberga, zajmował się fotonami i ich energią. O więcej trzeba poprosić internet.

Rydberg to też krater na Księżycu. Uwaga, nazwany na cześć Johannesa Rydberga własnie.

Rydberg to również nazwa projektu Wernera Dafeldeckera i Nicholasa Bussmanna i jednocześnie tytuł ich wspólnej płyty. Albumu dość różnorodnego, rozrzuconego po różnych obszarach stylistycznych. Bo Rydberg zaczyna się od stonowanego, delikatnie unoszącego się jakby na tafli spokojnej wody „Elevator”, blisko dwudziestominutowej kompozycji podzielonej na dwie odmienne części. Pierwsza to wspomniany spokój, długa fala eterycznych, ambientowych dźwięków wygranych na syntezatorze, spod którego powoli wydobywa się chwytliwa rytmika. Ona (rytmika) dochodzi do głosu w drugiej części, kiedy przechodzi na pierwszy plan utworu, prezentując rytualną dzikość i drone'owe szumy wyglądające raz z jednego głośnika, raz z drugiego. 

Rozgrzany rytm prowadzi Rydberga wprost w „Gardening”, kolejny długi, kolejny rozbudowany, kolejny dobry utwór, wielowarstwowy zresztą, z elementami orientalnych zaciągnięć (2:40), z pulsującą elektroniką w tle, która też z tego tła wychodzi czasem, dominując pozostałe elementy nagrania. Nie zabrakło też pogłosów, do których Dafeldecker i Bussmann dorzucili sporo sampli i przeszkadzajek, przenosząc atmosferę utworu w jakieś industrialne rejony. To się sprawdza, bo wypada bardzo ciekawie, tak samo jak interesujące są częste zmiany tematów. 

Najbardziej masywnie i jednocześnie najbardziej ekspansywnie Rydberg brzmią w zamykającym album „And the Science”. Początkowo dziko, w końcówce znów ambientowo. Z klasą i równowagą. Zresztą jak na całej płycie. Szaleństwo, kursywą, bo nie jest to szaleństwo pełną gębą jednak, przeplata się z gracją i pewną swoistą doniosłością melodii, dając coś jednocześnie spójnego i ciekawego. Bez owijania w bawełnę - dobra, trochę radosna, trochę kontemplacyjna płyta. 


***

7

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.