piątek, 13 listopada 2015

RECENZJA: Bethlehem Steel - Docking

Bethlehem Steel - Docking okładka cover Miscreant Records


WYTWÓRNIA: Miscreant Records
WYDANE: 6 listopada 2015

Słucha się i słucha tej muzyki, i skupia na większych nazwach (Nie jest tak? Czyżby?), a pomija perełki, które są naprawdę warte poznania, a które spływają węższymi kanałami, lądując gdzieś w odmętach zapomnienia, jeziorach nieuwagi, morzach zlekceważenia, bo lepiej było zainteresować się kolejnym singlem Royal Blood, postem Jacka White'a, utworem Savages czy - o zgrozo - płytą innego słabego El Vy czy pożal się boże Ellie Goulding. Mnożyć zespoły/projekty/artystów można w nieskończoność, ale fajniej wyłuskać ziarno radości, jakim będzie Docking Bethlehem Steel.

Rzecz tyczy się Bethlehem Steel i ich nowej epki Docking. Pięć pełnokrwistych nagrań utrzymanych w duchu lo-fi i solidnego amerykańskiego indie, łamane na noise pop spod znaku La Sery, co lepszych nagrań Warpaint, Colleen Green, debiutu TEEN i tak dalej, i tym podobne. Warto zaznaczyć, że Bethlehem Steel to jeden z ciekawszych projektów diy-sceny z Brooklynu, charakteryzującej się chwytliwymi i zadziornymi indie-kawałkami. Wymieniać można dłużej i więcej, jak Cold Sweats, Painted Zeros, Porches czy Outta Gas. Wszyscy to nieźli zawodnicy, na pewno nie nowicjusze i żadne wyroby czekoladonoise'o-podobne. Tak jest i z Bethlehem Steel, triem przewodzonym przez Rebeccę Ryskalczyk. Docking rozpoczyna „One Giant Fuck Machine”, luźny kawałek z kapitalnym refrenem, który kojarzyć się może ze starym dobrym Weezerem. 


Ale Weezer to jedno, a drugie może być Waxahatchee , może być Courtney Barnett, Katy Goodman i plejada obecnych liderów indie-światka w wersji żeńskiej. Bo o ile BS to trio z raptem jedną dziewczyną w składzie, tak Becca gra tutaj pierwsze skrzypce. I nieważne, czy to powerpopowy opener epki, drugi na liście, najlepszy zresztą „87s”, czy ślamazarne i ciężkie jak poranek na kacu „Kirstie Alley”. Zawsze głos Ryskalczyk brzmi jak ten śpiew wiosennej pleszki (co znosi niebieskie jajka), pieści uszy tym manieryzmem jak po kisielu i zawsze, ale to zawsze wypada to uroczo. 

Uroczo, nie, nie uroczo, ale bardzo klawo brzmi całe Docking. To wypadkowa zainteresowań całej trójki muzyków. Dlatego ładnie to wszystko wypada, tak szczerze i ciekawie. I to kolejny dowód na to, że wcale nie trzeba stosować jakichś niesamowitych zabiegów, żeby dobry noise był dobrym noisem, a pop wcale nie oznaczał kiły i mogiły. 

***

7.5

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.