uptodate'owy maluszek, fot. Agnieszka Strzemieczna/Archiwum FYH! |
Jak co roku Up To Date festiwal odbył
się na terenie byłej jednostki wojskowej TCK Węglowa. Na dwa dni w ciągu dwunasty miesięcy, to
zapomniane już na co dzień miejsce staje się celem podróży ludzi kochających
muzykę - tę inną, prawdziwą. Na up2date
nie usłyszycie hitów z najnowszych list przebojów i topowych zestawień. Nie
zobaczycie tu fake’owych DJ-ów grających bezkablowe sety, trzymających ręce w górze przez większość
swojego występu. Tu nie ma miejsca na fałsz. Wszystko jest prawdziwe.
Jadąc na tegoroczną edycję festiwalu (to już mój drugi raz), byłem bardzo ciekaw
efektu końcowego w związku z wycofaniem się głównego sponsora, który wspierał
festiwal od X lat. W mojej głowie
rodziło się pytanie – jak organizatorzy poradzą sobie ze zdecydowanie mniejszym
budżetem? Czy staną na wysokości zadania? Byłem dobrej myśli – w końcu to naprawdę kreatywni ludzie, w pełni
zaangażowani w to przedsięwzięcie. Moje przypuszczenia się sprawdziły – efekt
końcowy wypadł naprawdę dobrze.
Pierwszy dzień festiwalu dał odczuć nadchodzącą jesień - noc była naprawdę zimna. Być może z tego powodu zastępy ludzi na
terenie festiwalu nie były powalające. Na teren Węglowej dotarliśmy dopiero przed godziną 23. Na scenie Beats swój występ kończył właśnie Charlie Traplin. Zaraz po nim
pojawił się Włodi ze wsparciem DJ-a B. Panowie dali naprawdę fajny występ, a DJ B udowodnił, że z gramofonem
jest za pan brat.
Krótka chwila i w zastępstwie GZA z W-Tang Clanu, który odwołał swój występ kilka dni przed festiwalem, pojawia się tajemniczy gość - Ball Zee. To utalentowany beatboxer z UK. Jego występ zrobił na mnie największe wrażenie tego dnia – nie sądziłem, że człowiek jest w stanie wydobyć z siebie takie spektrum dźwięków! Hip-hop, dubstep, techno, electro, drum’n'bass – takie bity wydobywały się ze strun głosowych tego gościa. Ball Zee miał wysoko postawioną poprzeczkę przez Reeps One, który pokazał klasę w ubiegłym roku. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że dał radę i zaprezentował równie wysoki poziom.
Krótka chwila i w zastępstwie GZA z W-Tang Clanu, który odwołał swój występ kilka dni przed festiwalem, pojawia się tajemniczy gość - Ball Zee. To utalentowany beatboxer z UK. Jego występ zrobił na mnie największe wrażenie tego dnia – nie sądziłem, że człowiek jest w stanie wydobyć z siebie takie spektrum dźwięków! Hip-hop, dubstep, techno, electro, drum’n'bass – takie bity wydobywały się ze strun głosowych tego gościa. Ball Zee miał wysoko postawioną poprzeczkę przez Reeps One, który pokazał klasę w ubiegłym roku. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że dał radę i zaprezentował równie wysoki poziom.
Czas udać się na Technosoul Stage. Moją uwagę na wstępie zwrócił doskonały soundsystem Funktion One – miałem okazję słyszeć go już kilka razy w akcji, więc wiedziałem, że wrażenia akustyczne będą niesamowite. Swój występ rozpoczął duet SHXCXHCXSH – minimalistyczne wizuale, kłęby dymu wprowadziły publikę w tajemniczy klimat. Po 15 minutach występu pojawiły się problemy techniczne i usłyszeliśmy ciszę. Zdezorientowani artyści wraz z technikami próbowali zlokalizować usterkę – po chwili muzyka powróciła i zakapturzeni panowie dokończyli swój występ. Było mrocznie, surowo i tajemniczo, czyli tak, jak być powinno być na scenie TECHNOSOUL.
Wracamy na BEATsy, a tam zabawa na 102 –
szaleniec Kenobit ze swoim setem na 2 gameboye porwał tłum w rytmie 8-bitowych
dźwięków rodem z gier video. Muszę powiedzieć, że czegoś takiego jeszcze nie
widziałem. Zaraz po jego występie na scenie pojawił się Mortem – polski producent DNB z
Zabrza, który na swoim koncie ma spore sukcesy na scenie światowej. Na samym
starcie pojawiły się problemy techniczne, które po chwili na szczęście udało
się rozwiązać i Mortem mógł pokazać, co potrafi. Było naprawdę skocznie i energicznie.
Drugi dzień festiwalu rozpoczęliśmy od wizyty w budynku białostockiej Filharmonii, gdzie odbywał się Salon Ambientu. W związku z tym, że
nigdy nie byłem na tego typu występie, byłem ciekaw doznań, które mnie spotkają.
Performance odbywał się w jednej z sal filharmonii, która została odpowiednio
przygotowana – przyciemnione światło oraz pufy na podłodze stworzyły atmosferę
relaksu. Wiele osób (w tym ja) położyły się na podłodze i z zamkniętymi oczami
wsłuchiwały się w tajemnicze dźwięki serwowane przez Netherworlda.
Podczas tego występu naprawdę odpocząłem. Chwila przerwy i na scenie pojawił się Rapoon. Za jego plecami pojawiły się wizualizacje, w przeciwieństwie do poprzedniego występu – postanowiłem więc usiąść z boku, żeby móc się im przyjrzeć. Jego muzyka, podobnie jak poprzednika, wprowadziła mnie w stan relaksu – tego potrzebowałem przed występami na terenie festiwalu. Na występie Erica Holma niestety nie udało nam się zostać – udaliśmy się na Węglową.
Podczas tego występu naprawdę odpocząłem. Chwila przerwy i na scenie pojawił się Rapoon. Za jego plecami pojawiły się wizualizacje, w przeciwieństwie do poprzedniego występu – postanowiłem więc usiąść z boku, żeby móc się im przyjrzeć. Jego muzyka, podobnie jak poprzednika, wprowadziła mnie w stan relaksu – tego potrzebowałem przed występami na terenie festiwalu. Na występie Erica Holma niestety nie udało nam się zostać – udaliśmy się na Węglową.
Po dotarciu na miejsce bardzo pozytywnie się zaskoczyłem – liczba
festiwalowiczów, w stosunku do piątku, znacząco wzrosła. Drugi
dzień rozpoczęliśmy od występu Synów. Było mrocznie i tajemniczo – ciemność i
dym na scenie, a także stylówka chłopaczków z osiedla. Ich muzyka trochę przypominała
mi twórczość Kalibra 44 sprzed ładnych kilku lat. Zaraz po ich występie ruszyliśmy na scenę Technosoul na występ Echoplexa.
Od razu wkleiłem się w klimat, który tam panował – mrok, dym, odrobina świateł i
proste wizuale – bez zbędnych fajerwerków. Tańcząc w tłumie, moją uwagę zwróciły
tajemnicze postacie w garniturach, które znikąd pojawiły się wzdłuż budynku
kolejowego. Zaczęli swój powolny marsz w kierunku festiwalowego miasteczka, wchodząc w ingerencję z publicznością. Sam występ Echoplexa był bardzo
energiczny i trochę poszalałem. Czas na chwilę przerwy – wizyta w strefie
gastro, fotki w techno maluchu i szybka wizyta na Addison Groove.
Po powrocie na scenę Technosoul już z niej nie wróciłem – SNTS wyjaśnił wszystko. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że był to najlepszy występ festiwalu. Przez ponad 2 godziny ten zamaskowany gość zaserwował porcję siermiężnego marszowego techno – nie byłem w stanie zejść z parkietu. Soundsystem Funktion One jeszcze bardziej podkręcił atmosferę – to brzmienie było genialne.
Po powrocie na scenę Technosoul już z niej nie wróciłem – SNTS wyjaśnił wszystko. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że był to najlepszy występ festiwalu. Przez ponad 2 godziny ten zamaskowany gość zaserwował porcję siermiężnego marszowego techno – nie byłem w stanie zejść z parkietu. Soundsystem Funktion One jeszcze bardziej podkręcił atmosferę – to brzmienie było genialne.
Up To Date mogę zdecydowanie zaliczyć do najbardziej
udanych imprez tego roku. Świetna identyfikacja wizualna festiwalu, ciekawe
instalacje artystyczne na terenie miasteczka festiwalowego, równie interesujące
osoby, które można spotkać podczas tej imprezy (w tym także właścicieli
legendarnej już w pewnych kręgach technoryby) zachęcają żeby wracać do tego
miejsca.
Organizatorzy festiwalu udowodnili, że
nie potrzeba wielkich budżetów, żeby zrobić coś wyjątkowego – wystarczy pełne
zaangażowanie i miłość do muzyki – bo o to w tym tak naprawdę chodzi. Jako
ostatnie słowo warto przytoczyć tegoroczny tagline festiwalu: MUSIC IS
EVERYTHING.
Michał Karolak
zdjęcia: Agnieszka Strzemieczna
zdjęcia: Agnieszka Strzemieczna
POLECAMY:
FOTORELACJA: Echoplex
FOTORELACJA: Steve Bicknell
FOTORELACJA: Ball-Zee
FOTORELACJA: Kenobit
FOTORELACJA: Mortem
FOTORELACJA: Nightwave
FOTORELACJA: Sam Binga, Redders i Addison Groove
FOTORELACJA: SHXCXCHCXSH
FOTORELACJA: Steve Bicknell
FOTORELACJA: SYNY
FOTORELACJA: Traxman
FOTORELACJA: Włodi i DJ B
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.