piątek, 21 sierpnia 2015

RECENZJA: RGG - Aura



WYTWÓRNIA: OKeh / Sony
WYDANE: 14 kwietnia 2015

RGG kolejny raz udowadniają, że w jazzowej tematyce może nie nie mają sobie równych, ale potrafią komponować naprawdę wpływowe utwory. 

Poprzez określenie „wpływowe” mam na myśli takie, które po prostu się chłonie całym organizmem. Całym? Chyba całym, bo gdy serce wpadnie, nic nas ponoć nie uchroni. Aura to pokaz umiejętności Łukasza Ojdany, od trzech lat obecnego w formacji. Pianino nadaje tonu kompozycjom, w których perkusja (Krzysztof Gradziuk), dyskretna i subtelna, choć jednocześnie wyrazista oraz kontrabas (Maciej Grabowski) to zgrabne uzupełnienie. Klawisze to wspomniane serce, pozostałe instrumenty pełnią jednak rolę płuc płyty. One - instrumenty - oczywiście wychodzą na pierwszy plan, jak w „Crucem Tuam”, gdzie to właśnie kontrabas zniewala słuchaczy melancholią swojego brzmienia.

RGG wzięło na tapetę muzykę rozległą, by nie powiedzieć: szeroko pojętą. Obok melodii typowo sakralnych mamy klasykę i w oryginale szmiry spod znaku Petera Gabriela, które tutaj, na Aurze, otrzymują prawdziwego blasku. Przykładem niech będzie „Don't Give Up”, pierwotnie kloaka, po przearanżowaniu majstersztyk odbijający się na emocjach jak czkawka po dobrym dowcipie. Gdyby ex-wokal Genesis potrafił nagrywać takie piosenki, może nie byłby kandydatem na wieczne pośmiewisko. RGG nie będą nigdy, bo w ich utworach albo coverach (jak kto woli) znaleźć można prawdziwą, autentyczną duszę. Gdy perkusja lekko podryguje, zalotnie zaczepia pełne łez i zrezygnowania pianino, a kontrabas czai się w tle, czekając na swój moment, wtedy najłatwiej jest dostrzec urok gry tria. 

Mało? Sprawdźmy „Encontros e Despedidas”, brazylijski pseudo hit, który też mógłby być kandydatem do spuszczenia jako pierwszy w toalecie. Miltona Nascimento nie krytykujmy, pochodzi z kraju Neymara i innych poczwarek, to mówi samo przez siebie (ta fletnia to gwóźdź do trumny, niech nikt nie próbuje tego robić w domu), ale RGG wycisnęli z tego utworu wszystko to, co można było wycisnąć i zrobili uroczą jazzową balladę, znowu ociekającą smutkiem, bo czy nie jest klasą umiejętność wywrócenia sytuacji o sto osiemdziesiąt stopni i z kaczątka zrobienie łabędzia?

O ile w większości przypadków na Aurze otrzymujemy kompozycje stonowane, momentami wycofane, a na pewno melancholijne, tak „Without Eight” to fajna wariacja na perkusję i nerwowe pianino. Takich momentów na tegorocznym wydawnictwie RGG jest niestety za mało, bo miło jest czasem puścić wodze fantazji i dać się ponieść szalonym, jazzowym melodiom.


***

7

Kacper Puchalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.